Blog rowerowy

jaba

Wpisy archiwalne w kategorii

Na cały dzień

Dystans całkowity:1150.00 km (w terenie 95.80 km; 8.33%)
Czas w ruchu:58:08
Średnia prędkość:19.78 km/h
Maksymalna prędkość:61.08 km/h
Suma podjazdów:4670 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:143.75 km i 7h 16m
Więcej statystyk

Rzeszów

  d a n e    w y j a z d u 84.50 km 1.00 km teren 04:34 h Pr. śr.:18.50 km/h Pr. max:33.50 km/h Podjazdy: 50 m Rower:Matrix
Niedziela, 1 września 2019 | dodano: 19.09.2019

Trasa: Czarna - Golemki - Głowaczowa - Grabiny - Straszęcin - Dębica, obwodnica N - Pustynia - Skrzyszów - Ropczyce - Borek Mł. - Krzywa - Mrowla - Rudna Wlk. - Rzeszów, PKP
Pogoda: Słonecznie; temp. ok. 28°C; lekki wiatr S; średnia widoczność
Powrót: Pociąg osobowy; Przewozy Regionalne; Rzeszów Główny 18:00 - Tarnów 19:05; 11,90 PLN + bilet na rower 7,00 PLN

Gorący i słoneczny dzień. Trasa płaska z kluczeniem i wyszukiwaniem drogi. Chcemy utrzymać się pomiędzy dawną E4 i linią kolejową a autostradą E4. To dość wąski pas i często drogi idą poprzecznie do naszego kierunku jazdy. Ale przez to jest ciekawiej. Mamy dużo czasu i jedziemy przez nowe przeważnie tereny.
Szybko i płynnie dojeżdżamy przez Straszęcin do mostu na Wisłoce. Za mostem jest pusta w niedzielę dzielnica przemysłowa i obwodnica. Odwiedzamy sklep i omijamy miasto obwodnicą. Przez Pustynię, wzdłuż autostrady do Skrzyszowa, drugiego na całej trasie. W Ropczycach chciałem zobaczyć rezerwat "Szwajcaria Ropczycka". Odbiliśmy więc na SE. Przed miastem jest podjazd, chyba jedyny na całej trasie. Mijamy stację kolejową "Ropczyce" i jedziemy dalej. Widać, jak stacja jest daleko od miasta. Wąwóz z rezerwatem jest po drugiej stronie wzniesienia, na zjeździe do centrum. Leży w środku osiedla z blokami i na początku go nie widać. Zapytany mieszkaniec wskazał nam kierunek. Robimy tu postój.




Jest pora obiadowa więc na na rynku w restauracji jemy dobry obiad.
Dalszy odcinek prowadził wzdłuż Wielopolki i przez lekko pagórkowate tereny z wąskimi, osiedlowymi drogami. Był nawet odcinek szutrowy. Później las, poprzeczna szosa w Krzywej i znów lasy. Tu pojawiają się już rowerzyści i spacerowicze z Rzeszowa. Przy leśnej drodze rozpoznaję mijany dawno temu pamiątkowy głaz koła łowieckiego. Coś zostaje w głowie z tych wycieczek.
Mijamy spokojne osiedla ze stawami, zagospodarowanymi miejscami wypoczynkowymi. W Mrowli naszą uwagę zwraca ciekawa fonetycznie nazwa klubu sportowego - "Mrowlania Mrowla". Coraz bliżej jest Rzeszów, który rozsiewa coraz więcej rowerzystów. Zatrzymujemy się przy sklepie w Rudnej Wielkiej. Przed sklepem chyba 20 rowerów. Głownie duża grupa młodych chłopaków. Jemy lody. Podsłuchuję sąsiadów z ławki: "Tam są, koło kapliczki". Nie moje pokolenie, ale domyślam się, że chodzi o pokemony.
Miasto jest już niedaleko. Dojeżdżamy do torów i szosy wylotowej na N. Wzdłuż niej, ścieżkami rowerowymi jedziemy aż do dworca. To już jest koniec trasy rowerowej.
Bilety rowerowe na pociąg już wyprzedane (było pewnie ze 4). Idziemy przez kładkę na peron i razem z innymi rowerzystami bez biletów "atakujemy" konduktora. Nie ma problemu, zmieszczą się wszyscy. Jedzie z nami wycieczka rowerowa z tarnowskiego "Sokoła".
Przyjemny letni wyjazd. Niby niedaleko od domu, a było ciekawie.


Kategoria Na cały dzień, Z sakwami

Pińczów

  d a n e    w y j a z d u 113.10 km 14.70 km teren 05:52 h Pr. śr.:19.28 km/h Pr. max:59.64 km/h Podjazdy:270 m Rower:Marin
Niedziela, 7 lipca 2019 | dodano: 11.07.2019

Dojazd: Mój samochód; Tarnów - Ujście Jezuickie
Trasa: Ujście Jezuickie, przystań promu [prom na Wiśle] - Opatowiec - Rzemienowice - Trębaczów - Nowa Wieś - Charbinowice - Zagajów - Krzyż - Czarnocin - Mękarzowice - os. Podlesie - Kostrzeszyn - os. Górki Kostrzeszyńskie - Zagaje Stradowskie - Wola Chroberska - Chroberz, skrz. - Młodzawy Małe - Młodzawy Duże - Skrzypiów - Pińczów [szlak niebieski] - Bogucice II - Grochowiska - Las Winiarski - Oleszki - Biniątki - Chotelek - Wolica- Hołudza - Gluzy - Chotel Czerwony - rez. Przęślin - Wiślica - Koniecmosty - Kuchary - Ostrów - Ksany - Opatowiec [prom na Wiśle] - Ujście Jezuickie, przystań promu
Dojazd: Mój samochód; Ujście Jezuickie - Tarnów
Pogoda: Zmienne zachmurzenie, słonecznie, okresami zachmurzenie całkowite; temp. 22-20°C; średni wiatr NW; średnia widoczność

Wyjazd w nowe tereny za Wisłą, do Nicki Nidziańskiej. Pogoda dobra do jazdy, bez upału, nawet chwilami trochę chłodno. Punkt wyjazdowy to parking przy promie przez Wisłę w Ujściu Jezuickim. Dojazd samochodem na miejsce trochę się przedłużył przez przebudowę N obwodnicy Tarnowa. Przejazd przez Klikową był zamknięty.
Przeprawiłem się przez Wisłę, a właściwie przez Dunajec i Wisłę, bo prom kursuje u samego połączenia tych rzek. Na start był podjazd na rynek Opatowca. Tam siadam na ławce i planuję trasę. Po krótkim namyśle obieram kierunek na Pińczów, dalej się zobaczy.
Po kilku kilometrach w kierunku N, na Wiślicę, w lesie odbijam na NW i trzymam się tego kierunku. Jadę przez lasy, pola i osiedla. jest cicho, spokojnie, nie widać ludzi. Osiedla są małe i pomiędzy nimi puste, niezabudowane odcinki. Droga często zmienia kierunek, są łagodne pagórki, nie ma monotonii. W pewnym momencie drogą przede mną idzie sarna z młodym. Na początku mnie nie widzą, ale gdy się zbliżyłem zaczęły uciekać w zboże. Od Trębaczowa próbuję jechać krótki odcinek terenowymi drogami. Da się, chociaż nie mam czasu, żeby skupiać się na takiej jeździe.
Tak dociera do Czarnocina, gdzie zaczynają się większe wzniesienia. To rejon Garbu Wodzisławłskiego. Podjazdy i zjazdy są całkiem strome, na zjeździe osiągam nawet prawie 60 km/h. W Mękarzowicach mam wjechać w teren. Skręcam koło przystanku. Droga co prawda asfaltowa, ale za ostatnimi domami już gruntowa. Nad wsią, przy plantacji leszczyny, robię krótki postój.


Jadę przez malownicze pola. Krajobraz taki, jak na zdjęciach z Ponidzia. Ładnie. Drogi pyliste lub wyboiste, dość strome. Wyjeżdżam na asfalt w jakimś nieplanowanym miejscu. Orientuje się przez chwilę i asfaltowym podjazdem jadę do Kostrzeszyna. Właściwa droga z Mękarzowic była następną za przystankiem. Teraz jadę wzdłuż Garbu, troch zjeżdżając i podjeżdżając, oscylując do wysokości 300 m. Są widoki na pobliskie pola i odległe łagodne grzbiety.
W Zagajach Stradowskich zaczyna się dłuższy zjazd lasem. W Woli Chroberskiej zatrzymuję się obok ogrodzonej łąki z roślinnością stepową. Takie ekosystemy są charakterystyczne dla tych terenów. Niestety zanikają przez zaniechanie wypasu, zarastanie i zalesianie.


Mimo zjazdu nie jestem jeszcze w dolinie Nidy. Muszę przeskoczyć kolejny, dość stromy grzbiet. Za to później długi i szybki zjazd do szosy równoległej do Nidy. Jadę dość monotonnie, pod wiatr do Pińczowa. Po drodze niewielkie podjazdy. Widać ładne skarpy i jary nad płaska doliną.
W Pińczowie zatrzymuję się na rynku. Robię dodatkowe zakupy, jem, piję. Po mieście krąży dość dużo ludzie, nawet jakaś zorganizowana wycieczka. Następne odcinek wycieczki będzie prowadził w kierunku Buska, mniej więcej niebieskim szlakiem pieszym. Teren zaraz za miastem nazywa się Góry Pińczowskie. Rzeczywiście po odbiciu z szosy wylotowej muszę pchać rower wąską, stromą ścieżką. Wychodzę na wzgórze z kamienną kaplicą w remoncie. To kaplica św Anny z 1600 r.


Jest widok na dolinę Nidy i miasto.



Szlak sprowadza mnie znów niżej do cmentarza, ale niedługo podjeżdżam na grzbiet. Ładne okolice.


Szlak się często gubi, jadę na wyczucie. Równolegle jest budowa obwodnicy Pińczowa, która w końcu przecina moja trasę. Jadę trochę po wyrównanym terenie przeszłej szosy. Miejscami jest kilka centymetrów pyłu lessowego. W lesie za obwodnicą z kolei jest dużo piachu. Da się jechać, ale trochę pcham. Docieram do ładnego miejsca na skraju lasu i na rozstaju dróg robię postój na większy posiłek. Tutaj mija mnie druga sarna. Przekrada się powoli jakieś 100 metrów ode mnie. widzie mnie i wie że ją widzę, ale jakoś powoli przechodzi na lewo.



Pogoda się pogarsza, Wieje chłodny wiatr, idą ciemne chmury. Ruszam dalej na SE.


Przez Bogucice II dojeżdżam do Grochowisk. To małe osiedle, jak wiele na trasie, ale miała tu miejsce ważna bitwa podczas Powstania Styczniowego. Pamiątkowy głaz przy węźle szlaków i wiacie:


Dalej kluczę asfaltowymi dróżkami pomiędzy osiedlami.


Trafiam nawet na odcinek po starym torowisku kolejki wąskotorowej. Jedzie się po nim fatalnie, po grubym tłuczniu.


Dojeżdżam do Chotelku, gdzie oglądam zabytkowy, drewniany kościół św. Stanisława Biskupa.



Zaczynam powoli powrót do bazy. Chcę jeszcze odwiedzić Chotel Czerwony. Do Hołudzy jadę polną drogą, równoległą do szosy 776. Nie chcę jeszcze wracać do ruchu samochodowego. Droga prowadzi przez ładne okolice. Jest miejscami zarośnięta, są stare koleiny, ale jest sucho i jedzie się wygodnie. Spotykam tutaj takie kwiatki - "obcy":



Jest sucho:


Dalej jadę bocznymi, asfaltowymi drogami i niespodziewanie docieram do pagórka. To właśnie wzgórze z kościołem w Chotelu Czerwonym. Przy samej drodze jest odsłonięcie kryształów gipsu. Te symetryczne nazywane są jaskółczymi ogonami.



Teraz mam jechać do Wiślicy. Rozglądam się za niebieskim szlakiem, który tam prowadzi. Widzę ciekawe wzgórze, sprawdzam mapę - to rezerwat stepowy Przęślin. Jadę tam. Doganiam parę rowerzystów, którzy mnie minęli przez kościele. Też tam jadą. Wyprowadzam rower na szczyt, rozglądam się. Widać sąsiednie wzgórze z kościołem i specyficzną roślinność wzgórza.




Na zboczu są odsłonięte kryształy gipsu, podobne do tych koło kościoła:




Przypadkowo znajduję skrytkę geocache. Zaglądam do środka, odkładam. Pora jechać dalej. Tak wygląda rezerwat z drogi do Wiślicy:


Przez pola jadę boczną, asfaltową drogą. Kiedyś szedł tędy, może nadal idzie, szlak pieszy. Szybko docieram do Wiślicy. Robię postój na loda. Odpoczywam na rynku, oglądając piękną kolegiatę. Robię rundkę wokół kolegiaty i domu Długosza.
Przejeżdżam przez Nidę. Mało jest mostów na niej w tym rejonie. Jadę skrajem doliny rzeki, przeskakuję mały grzbiet, gdzie zamyka się pętla. Po kilku kilometrach jestem przy promie i po kilku minutach przez samochodzie.
Gdy ruszam do domu pojawia się dawno nie widziany lekki deszcz. Część drogi powrotnej jadę po mokrym asfalcie. Na początkowym odcinku mijam rowerzystów z bagażami. Domyślam się, że to uczestnicy maratonu rowerowego Wisła 1200. Za nimi i przed nimi długa trasa. Ja już na dzisiaj skończyłem. Dawka wrażeń na jeden dzień była solidna.


Kategoria Na cały dzień

Tyniec

  d a n e    w y j a z d u 170.10 km 2.00 km teren 07:59 h Pr. śr.:21.31 km/h Pr. max:35.70 km/h Podjazdy: 40 m Rower:Matrix
Niedziela, 12 sierpnia 2018 | dodano: 21.08.2018

Trasa: Tarnów - Mościce - Ostrów [wał wzdłuż Dunajca] - Komorów - Bobrowniki Małe - Siedlec - Sanoka - Glów - Biskupice Radłowskie - Pasieka Otfinowska - Sikorzyce - Wietrzychowice - Pałuszyce - Nowopole - Wola Rogowska - Wola Przemykowska - Kopacze Wlk. - Górka - Dąbrówka Morska - Popędzyna - Ujście Solne - Niedary - Świniary - Trawniki - Ispina - Wola Zabierzowska - Niepołomice - Grabie - Brzegi - Golikówka - most Nowohucki [lewy brzeg Wisły] - Łęg - ul. Dietla - Zwierzyniec [prawy brzeg Wisły] - Pychowice - Bodzów - Koło Tynieckie - Tyniec, klasztor - Koło Tynieckie [lewy brzeg Wisły] - Zwierzyniec - most na stopniu wodnym - Płaszów, PKP
Powrót: Pociąg osobowy; Koleje Małopolskie; Kraków Płaszów 16:50 - Tarnów 17:49; 12,00 PLN + bilet na rower 3,00 PLN
Pogoda: Słonecznie, obłoki; temp. 17-26°C; bez wiatru, później lekki wiatr E; średnia widoczność

Dłuższa jazda wzdłuż Dunajca i Wisły. Planowałem taką trasę dość dawno, żeby poznać Wiślaną Trasę Rowerową na odcinku od ujścia Dunajca w górę Wisły. Trafiła się wolna niedziela i dobra pogoda, więc pojechałem. Początkowo Tyniec był tylko orientacyjnym celem, zależnie od warunków, kondycji, czasu itp. Jechałem na luzie.
Wyjechałem wcześnie, po 7, miałem więc cały dzień. Rano ruch bardzo mały, zarówno w mieście jak i na wale Dunajca. Jest dość chłodno, ale słońce ładnie świeci. Jadę pustym wałem. Spotykam tylko sarnę, która chciała przejść na druga stronę oraz kilka kotów, które spacerowały lub wygrzewały się w słońcu. Pojawili się pierwsi rowerzyści. Równym tempem jadę bez zatrzymania aż pod ujście Dunajca. Dobre tempo, dobrze się jedzie, nie czuję zmęczenia. Zrobiłem postój - jedzenie, picie, mapa.
Choć nie widać rzeki zaczynam jechać wzdłuż Wisły. Jednak od czasu do czasu się pojawia.


Uszwica płynąca do Wisły:


Przed Szczurową wysoki brzeg po drugiej stronie zbliża się do mojego wału. Widać skarpy, pagórki. Słychać strzały, odbywają się tam jakieś zawody strzeleckie, czy impreza. Urwisty skraj płaskowyżu jest miłym urozmaiceniem na płaskiej trasie.


Mijam Rabę:


Klasztor w Hebdowie za Wisłą:


Zbliżam się do granic Puszczy Niepołomickiej. Od jakiegoś czasu mijam więcej rowerzystów. Na dwóch odcinkach trasa biegnie skrajem lasu i nawet jest cień. Zatrzymuję się na większy posiłek.


Zbliżam się do Niepołomic i kończy się spokojna jazda przez pola. Teraz trzeba trochę kombinować, żeby znaleźć dobrą drogę. Pojawiają się odcinki w trakcie budowy, miejscami trasa opuszcza wał. Jadę na wyczucie starając się trzymać Wisły i w odpowiednim miejscu przedostać się na drugi brzeg. Zaliczam odcinek trawiastego wału w Golikówce. Przejeżdżam most koło elektrociepłowni Łęg.


Trochę jadę ścieżkami, trochę chodnikami, na końcu ulicą Dietla. Ruch jest umiarkowany i docieram nad Wisłę, pod Wawel. Robię postój, ważny punkt został osiągnięty.
Przebijam się przez nadbrzeżne bulwary. Pod samym Wawelem jest zwężenie, ścieżka rowerowa znika i trzeba się pomieścić z pieszymi i wczorajszymi kałużami.
Już za Wawelem:


Kolejne utrudnienie jest w Zwierzyńcu, trzeba jechać chodnikiem albo jezdnią z torem tramwajowym. Na moście Zwierzynieckim przejeżdżam na prawy brzeg Wisły i tam jadę wygodną ścieżką rowerową po wale.


Później są przerwy w drodze po wale. Można jechać równoległą drogą albo nadal wałem po trawiastej ścieżce. Mijam tor kajakowy oraz odcinek terenowych podjazdów i zjazdów przy przekraczaniu autostrady. W końcu, dość niespodziewanie patrzę - i widzę klasztor w Tyńcu. Jest tutaj duże zagęszczenie ludzi, samochodów, łódek i rowerów. Przejeżdżam pod wzgórzem i okrążam je. Widok na klasztor od góry rzeki:


Zwiedzam dziedziniec wewnątrz:





Jest dość wcześnie, ale nie decyduje się na dalszą jazdę w górę rzeki. Wolę na spokojnie przejechać do Krakowa, przez wciąż mało mi znane tereny. Od autostrady wracam drugą stroną rzeki. Początkowo wał jest trawiasty, ale później jest gładka ścieżka asfaltowa.


Jedyny problem to brak cienia i miejsca na postój, żeby coś zjeść i wypić. Tak dojechałem znów pod Wawel. Zrobiłem krótki postój na ławce, niestety w przygrzewającym mocno słońcu.


Jadę dalej na wyczucie do stopnia wodnego Dąbie. Udaje mi się go znaleźć i przedostać w dobrym miejscu na drugi brzeg. Szukam Płaszowa. Trochę chodnikami, trochę ściekami rowerowymi a w końcu futurystycznym (dla mnie) wiszącym wiaduktem tramwajowo - rowerowym nad torami docieram do stacji PKP w Płaszowie. Mam 25 minut. Bilet trzeba kupić w pociągu. Idę do barku obok dworca i piję dość szybko upragnione piwo. W pociągu jest trochę rowerzystów, ale się mieszczę. W Tarnowie wygodnie dojeżdżam z dworca do domu na rowerze. Taki plus wycieczek rowerowych...
Wycieczka bardzo udana. Pogoda, nowe tereny, kondycja dopisały.


Kategoria Na cały dzień

Doły Jasielsko-Sanockie, część wschodnia

  d a n e    w y j a z d u 155.30 km 28.00 km teren 08:37 h Pr. śr.:18.02 km/h Pr. max:61.08 km/h Podjazdy:1040 m Rower:Marin
Niedziela, 9 lipca 2017 | dodano: 25.07.2017

Dojazd: Samochód; Tarnów 7:00 - Frysztak - Krosno 8:10
Trasa: Krosno - Jabłonica Polska - Malinówka - Zmiennica - Brzozów - Humniska - os. Graby - Niebocko - Grabówka - Falejówka - Raczkowa - Dębna - Trepcza - Sanok - Płowce - grzbiet Stróżowskie Łazy (525 m) - Zagórz - Poraż - Morochów - Mokre - Wysoczany - Płonna - Karlików - Bukowsko - Nagórzany - Nowotaniec - Wola Sękowa - Odrzechowa - Mymoń - Besko - Zmysłówka - Wróblik Szl. - Widacz - Targowiska - Krosno
Dojazd: Samochód; Krosno - Frysztak - Tarnów
Pogoda: Rano podnoszące się mgły, później obłoki i niebo bez chmur; temp. 18-27°C; lekki wiatr S lub bez wiatru; średnia widoczność

Wycieczka we wschodnią część Dołów Jasielsko-Sanockich i obrzeża Pogórza Dynowskiego. Właściwie to druga część wycieczki sprzed kilku lat, która prowadziła po wschodniej części Dołów. Założeniem była jazda "od wsi do wsi", odwiedzenie dwóch pasm otaczających Niebieszczany, bez przekraczania Sanu.
Rano było dość chłodno i mglisto, po wczorajszym froncie z burzami. Wyjechałem nawet w długich spodniach, później mogłem się już przebrać w krótkie.
Pierwszy odcinek to wyjazd z Krosna. Trochę kluczyłem po pustym rano mieście. Bocznymi drogami przez wschodnie osiedla wyjeżdżam za miasto. Tutaj robię pierwszy postój koło zabytkowej kapliczki na siodle i skrzyżowaniu dróg w polach.


Mija mnie inny rowerzysta, witamy się z daleka. Ruszam polną drogą na E, do wsi Jabłonica Polska. Po przecięciu czerwonej szosy 19 do Rzeszowa wjeżdżam do centrum wsi i rozpoznaję miejsca, które mijałem na wiosennej, pieszej wycieczce jakiś czas temu. Wtedy obszedłem pętlę po grzbietach otaczających Malinówkę i Zmiennicę. Dzisiaj przejadę środkiem przez te wsie. Teren jest pagórkowaty, za Malinówką jest lekka przełęcz. Zjeżdżam do Zmiennicy, mijam zabytkowy spichlerz i zakręcam na podjazd przez pasmo oddzielające mnie od Brzozowa. Tutaj czuję, że tylne koło bije. Zatrzymuję się i oglądam oponę. Z boku jest rozcięta na około 1,5 cm, zrobiła się bulwa i widać dętkę. Niedobrze, to dopiero początek wycieczki. Wahałem się, czy nie wracać. Gdybym został bez roweru trudno byłoby dostać się do samochodu. Niezdecydowany postanowiłem jechać jeszcze kawałek i obserwować, czy dziura się nie powiększa. Po kilkudziesięciu metrach bicie niespodziewanie ustało. Coś musiało się przykleić do opony. Z jednej strony ulga, ale jednak trzeba uważać na tę oponę. Plus jest taki, że w ten sposób w ogóle dowiedziałem się o uszkodzeniu.
Podjazd prowadził przez las, po pustej drodze, z dwoma prawie płaskimi odcinkami. Zjazd do Brzozowa długi i ładny, z dobrą nawierzchnią. Przejechałem przez spokojne miasto. Na skwerze sprawdziłem znów oponę i mapę. Ruszyłem do sąsiedniej wsi Humniska. Odnalazłem i oglądnąłem z zewnątrz zabytkowy kościół pw. św. Stanisława Biskupa z XV w. Na równoległym do wsi grzbiecie jest kopalnia ropy naftowej. Wyjechałem na niego drogą naprzeciw kościoła, prowadzącą przez dolinkę z kilkoma domami. Na górze źle pojechałem prosto i trochę kluczyłem zanim znalazłem grzbietową drogę. Instalacje są rozciągnięte wzdłuż pasma, część ukryta w lesie. Widać różne budynki, magazyny, maszyny, szyby. Tutaj zbiornik na ropę, dość duży:


Grzbiet jest przecięty potokiem płynącym ze wsi Niebocko. Zjeżdżam w to miejsce, ale rezygnuję z dalszej jazdy grzbietem. Trzeba by znów podjechać. Jadę przez wsie i pola w górę tego potoku przez Niebocko i Grabówkę. Na krótkim podjeździe wyprzedzam ludzi idących do kościoła. Na szczycie pagórka jest nowy kościół, ale po drugiej stronie drogi widać ślady po starym, zabytkowym, który się spalił w 2007 r.
Jadę dalej i niedaleko zauważam przez drodze opuszczony budynek cerkwi św. Mikołaja. Nie wiedziałem o jej istnieniu. Oczywiście zatrzymałem się i oglądnąłem. To pierwsza cerkiew na trasie. Wjeżdżam na tereny przejściowe między dwoma religiami.



Wyjeżdżam na przełęcz nad wsią i zjeżdżam ładną drogą wśród pól do Falejówki. Widać kolejny grzbiet, który muszę przekroczyć, żeby dostać się do doliny Sanu.


Zjazd do Falejówki i kapliczka przy tej drodze:



W Raczkowej odbijam na boczną drogę i dość stromo, szutrówką podjeżdżam na falistą przełęcz. Mijam krzyż i szukam zjazdu do doliny Dębnej.



Jadę po śladach ciągników w dół. Droga jest trochę zarośnięta i błotnista. Ślady rozchodzą się po polankach i do małych poręb. Trzeba się przebijać bez drogi. Jary mają strome skarpy, ale po kilkuset metrach po śladach jakiejś dawnej drogi dołączam do uczęszczanej. Droga schodzi do dna jaru i przez następny odcinek jadę całkiem wygodnie szerokim korytem potoku. Trochę dalej zaczynają się łąki i dochodzą z różnych stron używane przez leśników drogi. Szeroką, rozjeżdżona przez maszyny drogą jadę w dół pustej doliny z łąkami. Nawierzchnia raz jest błotnista, raz zaschnięta na skorupę. Od pierwszych domów jest już lepsza droga i wąskim asfaltem zjeżdżam do głównej szosu wzdłuż Sanu.
Ten odcinek jest zupełną odmianą. Kręta, pusta, szeroka dolina wzdłuż rzeki. Dobry asfalt i prawie zerowy ruch. W prześwitach między zaroślami widzę szeroki San. Kolor wody jest lekko zielony. Od czasu do czasu bezgłośnie płyną rzeką pontony i kajaki. Zatrzymuję się pod krzyżem, żeby coś wypić, sprawdzić mapę i przebrać spodnie na krótkie. Robi się gorąco.


San robi zakole wokół znajdującego się na drugim brzegu Międzybrodzia. Przełom kończy się dla mnie niewielkim podjazdem do wsi Trepcza. Zatrzymuję się przy dawnej murowanej cerkwi Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny z 1807 r., obecnie jest to nieużywany kościół.


Szybko zjeżdżam do Sanoka. Tam trafiam nad Sanem na objazdy związane z jakąś imprezą, chyba w skansenie. Przejeżdżam przez miasto, robię małe zakupy i uciekam znów w boczne, mało uczęszczane miejsca. Jadę na pasmo wzgórz na SW od Sanoka. Boczną drogą przez pola jadę do Płowców i tutaj odnajduję polną drogę na grzbiet. Droga ma dobre do jazdy nachylenie i twardą nawierzchnię. Powoli nabieram wysokości. Mijam dwóch ludzi na motokrosach. Coś majstrują przy jednym motorze. Jadę dalej i zatrzymuję się przy granicy lasu.


Jest gorąco. Chwile odpoczywam i ruszam do lasu. Nadal jest podjazd, ale zaczynają się schody. Jest dużo śliskiego błota. Prawie nie da się jechać. Trudno utrzymać równowagę. Trochę jadę, trochę pcham. Na grzbiecie nadal jest błoto. Wymieszane z trawą, igliwiem i liśćmi oblepia koła, hamulce i widełki. Nie można prawie pchać, do tego buty też się ślizgają. Widzę, że ten odcinek zajmie dużo czasu, ale postanawiam trzymać się grzbietu. Chwilami pojawiają się po prawej stronie, od wsi Niebieszczany pola. Wtedy jest na drodze trochę trawy i można jechać. Na największej polanie mijam stojący samochód terenowy i kłada.
Walka z błotem trwa długo, ale drogi ubywa. Wydostaję się na odkryty teren z łąkami. Piękne miejsce widokowe, w dodatku nie ma tu błota. Robię postój na obiad i zasłużone piwo. Na mapie jest w tym miejscu oznaczona wysokość 525 m.
Rower na tym etapie wyglądał tak:


Za to widoki na Góry Sanocko-Turczańskie wynagradzają trud przeprawy. Widać nawet chyba wśród lasów jasny punkt ruin klasztoru z Zagórzu.



Zjeżdżam przez łąki. Nie ma tutaj błota, ale gdy tylko zaczyna się zacieniony teren droga robi się wilgotna. Niżej w lesie jest jeszcze trochę błota, ale to krótkie odcinki w dodatku na zjeździe. Mijam kolejnych dwóch motocyklistów a trochę niżej znów terenówkę z kładem (tych samych?). Zjazd jest przyjemny, przy okazji pozbywam się z roweru części błota. Docieram do pierwszych osiedli Zagórza i jest asfalt. Po chwili dołączam do jadącego wolno sznura samochodów na głównej szosie w Bieszczady. Trochę mój rower nie pasuje do czystych, błyszczących w słońcu samochodów. To tylko kilkaset metrów i znów odbijam w boczną drogę wzdłuż Osławy.
Szybko mijam Zagórz. Droga wzdłuż Osławy nie idzie jednak cały czas wzdłuż rzeki. Linia kolejowa musi, więc idzie. A ja, za szosą, odbijam w boczną dolinę do Poraża. Mijam tę ładną i zadbaną miejscowość. W centrum trwa jakiś jarmark czy festyn. Stopniowo podjeżdżam na przełęcz, gdzie jest rozwidlenie do Niebieszczan. Ja wracam do doliny Osławy zjazdem przez Morochów. Wypatruję cerkwi, ale nie widać jej z drogi. Widzę jakieś oznaczenie, chyba krzyż i hamuję. Do cerkwi jest ostry, ale krótki podjazd.
Cerkiew Spotkania Pańskiego w Morochowie:




Znów jadę doliną Osławy. Dobry asfalt, prawie bez ruchu samochodowego. W Mokrem zatrzymuję się przy otwartym sklepie (nie było ich dużo na trasie). Kupuję wodę i loda. Jedząc loda rozmawiam ze starszym człowiekiem. Pyta o moją trasę. Na liczniku mam 99 km, do Krosna pozostało na oko 50-60. Przy okazji patrzę na zegarek i widzę, że jest dość późno. Trzeba wracać najprostszą drogą. Pytam jeszcze o odległość do skrzyżowania na Bukowsko, jakieś 10 km.
Mijam kolejne po Sanie malownicze zakole rzeki. Rzeka, kolej, starodawna linia telefoniczna i szosa muszą się zmieścić.


Za Wysoczanami zaczynają się tereny wysiedlonych po wojnie małych wsi. Na mapie pojawiają się nazwy w nawiasach (Kożuszne, Płonna), dawne PGR-y (Płonna i Karlików). Teren jest pofalowany, ze skomplikowanymi, niewysokimi grzbietami. Szosa ignoruje zawiłe doliny potoków i idzie po grzbietach i zboczach. Jest dużo niewielkich podjazdów i zjazdów. Mijają mnie grupki samochodów jadących do i z Bieszczad. Na grzbiecie po lewej kręcą się wiatraki.


Ostre słońce mocno przygrzewa prosto w twarz. Tak będzie aż do Krosna, i prawie aż do jego zachodu.
Mijam Bukowsko z festynem, już trzecim po Sanoku i Porażu. Kolejne wsie są bardziej zaludnione i rozbudowane. Pasie się dużo krów. Na wzgórzach nadal wiatraki.
Za Odrzechową przecinam odnogę zalewu na Wisłoku. Aby uniknąć czerwonej szosy do Krosna jadę ładnym zjazdem na Besko i szukam bocznych dróg wzdłuż linii kolejowej. Udaje mi się przemknąć spokojnymi drogami przez kilka wsi. Mijam znów wiatraki, całkiem blisko.
Wjazd do Krosna od Targowisk prowadzi przez kilka kilometrów zupełnie pustymi polami, bez żadnych zabudowań. Nagle pojawiają się jakieś zakłady i już jest miasto. Dobry wariant na wjazd czy wyjazd z Krosna na rowerze.
Dość łatwo odnajduję mój parking. Pakuję brudny rower i ruszam do domu. Słońce zachodzi i jeszcze przez jakiś czas świeci mi w oczy.
Poznałem ciekawe tereny na rower i może na turystykę pieszą. Musiałem odpuścić pasmo rozdzielające Niebieszczany i Bukowsko. Rozległe obniżenia między kolejnymi trzema pasmami Pogórza Bukowskiego też są ciekawe. Jest dużo widokowych odkrytych łąk, polnych dróg, miejscach po dawnych wsiach. Więcej pustych przestrzeni w porównaniu do okolic Tarnowa i Sącza.
To była rowerowa i intensywna niedziela. Tylko jeden dzień, ale dużo wrażeń.



Kategoria Na cały dzień

Pogórze Wielickie i Wiśnickie

  d a n e    w y j a z d u 159.30 km 3.00 km teren 08:11 h Pr. śr.:19.47 km/h Pr. max:58.59 km/h Podjazdy:1130 m Rower:Marin
Niedziela, 7 lipca 2013 | dodano: 13.08.2013

Dojazd: Pociąg osobowy Tarnów 7:33 - Podłęże 9:27; 14,60 PLN + bilet na rower 7,00 PLN
Trasa: Podłęże - Zakrzów - Ochmanów - Zabawa - Wieliczka [szosa 964] - Szydłowiec - Mietnów - Chorągwica (ok. 430 m) - os. Przymiarki - Grajów - Hucisko - Winiary - Dobczyce, dz. przemysłowa - Marwin - Skrzynka - Stadniki - Mierzeń - os. Bigorzówka - Sawa - Bojańczyce - Krasne Lasocice - Słupia - cmentarz z I wojny nr 360 - Słupia - dol. Tarnawki - Szyk - Nowe Rybie - os. Podlesie [grzbiet na W od Kamionki] - Ujazd - os. Półrolki - Łąkta Grn. - Muchówka - Paprotna (ok. 430 m) - Lipnica Murowana - os. Zadebrze - Tymowa - os. Lewniowa - Biesiadki, os. Zagórze - Łoniowa - Porąbka Uszewska - Dębno [szosa E40] - Sufczyn - Wojnicz - Zgłobice - Tarnów
Pogoda: Częściowe zachmurzenie lub słonecznie, temp. 26-22°C, bezwietrznie lub lekki wiatr E, średnia widoczność

W ładną, letnią niedzielę wybrałem się na całodzienną wycieczkę w tereny, gdzie dawno nie byłem. Planowałem pokręcić się po zakamarkach pogórzy, jak zwykle odwiedzając w miarę możliwości cmentarze z I wojny i szukając nieodkrytych, ciekawych miejsc i widoków. Czasami, a właściwie dość często, lubię wybrać się w takie "nieciekawe", jak pogórza miejsca.
Pociąg "żółty" do Podłęża jechał długo. Trwa remont linii kolejowej. Cała stacja w Podłężu jest rozkopana i zamiast torów i pociągów są wykopy, ciężarówki i koparki. Mimo niedzieli ludzie i maszyny pracują. Przez ten remont nie dotarłem do pierwszego cmentarza, który leży przy torach kilkaset metrów od stacji. Nie chciałem jeździć po placu budowy a dojazdu od pól nie znalazłem.
Pokluczyłem po spokojnej miejscowości i falistą szosą w porannym upale ruszyłem do Wieliczki. Na wysokości Ochmanowa zatrzymałem się przy dawnym cmentarzu z I wojny nr 379 Mała Wieś. Cmentarz został już dawno zlikwidowany, ale pozostał pomnik z ptakiem.


W Wieliczce znów remont głównej ulicy. Po zdartym asfalcie dojechałem do miejskiego cmentarza, by odnaleźć kwaterę wojskową nr 381 Wieliczka. Oprócz żołnierzy poległych w I wojnie są tutaj późniejsze mogiły i pomnik z czasów II wojny światowej.



Pomijając inne atrakcje Wieliczki (na to trzeba oddzielnej wycieczki, nie koniecznie rowerowej), ruszyłem w górę, na południe. Wyjazd z miasta jest dość stromy, szosa 964 wspina się na próg pogórza. Jadąc mozolnie obok myjni samochodowej usłyszałem cykliczne syczenie. Pierwsza myśl - załapałem gumę. Za chwilę widzę ludzi myjących samochody. Pomyślałem: a to pewnie oni tak syczą wodą. Za chwilę czuję bujanie na tylnym kole. Trzecia myśl: nie ma tak dobrze, to jednak guma. Asfalt był czysty, suchy. Powietrze uszło w ciągu kilkunastu sekund. Dziwne...
Chodnikiem poprowadziłem rower dalej w górę szukając dobrego miejsca w cieniu. Na podjeździe do jakiejś budowy wymieniłem dętkę. Minęło mnie w tym czasie ze trzech rowerzystów. Zakładając oponę przypadkiem zauważyłem wbity, błyszczący, pokręcony drucik. Całe szczęście, bo na pewno drugą dętkę potraktowałby tak jak pierwszą.
Wyjeżdżam na Chorągwicę, gdzie nigdy jeszcze nie byłem, choć przez lata odbierałem stąd program 1 TVP. Podjechałem pod wielki maszt i pod kościół. Później przez kolejne łagodne i niższe grzbiety na południe w kierunku doliny Raby. Tak wyglądają te okolice. Wybrałem akurat widok z małą ilością zabudowań.


Trochę się pochmurzyło a ja miałem lekkie spóźnienie. Przez większość trasy nie patrzyłem już później na zegarek.
Ładnym zjazdem przez grzbiet ze wsią Hucisko dotarłem do Winiar nad Rabą. Na rondzie pojechałem na most. Za rzeką znalazłem się w dzielnicy przemysłowej Dobczyc. Rondo, most i chyba cała dzielnica były nowe, więc nie wiedziałem wcześniej, że istnieją. Ominąłem w ten sposób miasto, ale ze względu na brak czasu specjalnie nie żałowałem.
Niedaleko, na wzgórzu, pod Krzyżem Milenijnym w Skrzynce zrobiłem sobie dłuższy postój. Coś zjadłem, popiłem wody, odpocząłem i pomyślałem nad dalszą trasą.
Za Stadnikami wjechałem w boczną dolinę i podjechałem do Mierzenia. Tutaj źle skręciłem w dół, w kierunku Komorników. Po kilkuset metrach się zorientowałem i postanowiłem wrócić, mając na myśli kamień grzyb w Bigorzówce.
Skręcając w dobrą drogę, koło dworku i stawku minąłem ładną figurę. Napis głosi: "ODNOWIONO R.P.1896", ale kapliczka wygląda na odnowioną całkiem niedawno. Święty nie jest podpisany, ale po atrybutach można rozpoznać św. Floriana, który trzyma chorągiew a przede wszystkim leje wodę na budynek, czyli gasi pożar.


Powoli jechałem przez pola, sady i las wypatrując kamiennego grzyba. Takie rzeczy można w lecie łatwo przeoczyć. Tego grzyba raczej nie można. Stoi przy samej drodze. Według starych opowieści mijające go konie płoszyły się. Widok jest rzeczywiście niespodziewany i zaskakujący.





Grzybem byłem oczarowany. Widziałem już wiele skalnych grzybów ale takiego nigdy. Humor mi się poprawił i cała okolica wydała mi się bardzo przyjemna i sympatyczna. W tym momencie bilans całej wycieczki był już na duży plus.
Pod grzybem minął mnie pierwszy samochód, który pozdrowił mnie trąbieniem...
Po szybkim zjeździe znalazłem się w dolinie Stradomki. Nią krótko w dół i po sprawdzeniu mapy skręt w ładnie wyglądającą boczna dolinkę Sawy. W górę doliny jechałem wśród pól, zarośli i pojedynczych gospodarstw. Droga pusta, nieprzelotowa. Po kilku łukach i zakrętach, podjeżdżając niezbyt stromo, wydostałem się na grzbiet. Dookoła coraz więcej sadów i upraw ogrodniczych. Wszystko zadbane i zagospodarowane. Świadczy o tym wygląd tej zabytkowej kapliczki. W tle starannie uprawiane pola i sady.


Zbliżam się do wsi Krasne Lasocice i Słupi. W każdej jest po jednym cmentarzu z I wojny, ale nie ma jak przejechać ich po kolei. Muszę się rozdwoić, albo pojechać do jednej, wrócić tą samą drogą i pojechać do drugiej. Wybieram to drugie rozwiązanie. Najpierw Krasne Lasocice. Trzeba zjechać trochę dół, ale łagodnie, więc nie trzeba będzie się męczyć z powrotem. Przy kościele przygotowują popołudniowy festyn. Rozstawiają nagłośnienie, scenę i pompują jakieś wielkie, gumowe atrakcje dla dzieci.
Ja przejeżdżam obok i kieruję się na pobliski cmentarz. Tam bez problemu znajduję kwaterę z cmentarzem z I wojny nr 361 Krasne Lasocice.





Wracam do skrzyżowania na górze, mijam jakiś ośrodek szkoleniowy w parku i skręcam w wąską dróżkę w kierunku lasu. Opuszczając schodzący w dól asfalt jadę trawersem miedzą, skrajem lasu. Dość długo szukam cmentarza nr 360 Słupia. Według mapy leży na skraju lasu. Las się jednak przesuwa i przed cmentarzem rosną już dość duże młodniki.





Znów przyjemny zjazd, tym razem do doliny Tarnawki. Jadę szeroką doliną, przez pola i rozrzucone zagrody. Po prawej widać coraz częściej i bliżej wysokie, zalesione kopy. To już Beskid Wyspowy. Jadąc do Szyku zbliżam się do góry Kostrzy. Na odcinku pomiędzy Szykiem a Nowym Rybiem jadę granicą Beskidu Wyspowego.
W Szyku zatrzymuję się na chwilę przed zabytkowym kościołem św. Stanisława Biskupa Męczennika i św. Barbary Męczennicy.


Podjazd z Szyku do Nowego Rybia jest atrakcyjny widokowo. Bogatsza rzeźba terenu, mieszanka lasów, pól i pastwisk powodują, że czuć klimat gór, Beskidów. Gdzieś na tym odcinku spomiędzy drzew wybiegło na mnie stadko kóz. Każda inna, w różnym wieku i ubarwieniu. Od młodych podskakujących kózek do starych brodatych kozłów. Za nimi oczywiście pojawił się pasterz z psem. Pozytywne spotkanie, aż chciało się dalej rzeźbić pod górę.
Nowe Rybie rozłożone jest na grzbietach. Kościół Znalezienia Krzyża Świętego i Trójcy Świętej stoi na siodle między zalesionymi kopkami.


Nowe Rybie było najwyższym punktem dzisiejszej wycieczki. Teraz powinienem mieć przez dłuższy czas w dół. Koło szkoły odbijam w prawo i zjeżdżam do dolinki, którą miałem przekroczyć. Zjechałem złą drogą. Przejechałem przez potok i zanim się zorientowałem zacząłem szutrówką podjeżdżać na stoki Pasierbeckiej Góry. Tego nie było w planie. Wracam do potoku i na skróty idę korytem do pobliskiego mostku z właściwa drogą. Oczywiście trafiłem na wyjątkowo kręty i skalisty odcinek koryta. Mocno się nagimnastykowałem, żeby przeprowadzić rower przez zakręty, baniory, głazy, zwisające gałęzie i krzaki. Wyszedłem na łąkę powyżej potoku. Już widziałem drogę ale oddzielał mnie od niej następny jar bocznego dopływu. Rzadko spotyka się w Beskidach tak urwiste jary. Choć miał głębokość tylko jakieś 3 metry nie dało się tego przejść. Znów do głównego potoku gdzie na zarośniętej łące boczny potoczek już jest zwykłą strugą, pod most i nasypem stromo do góry. Asfalt. Fajne są takie przeprawy, ale zajmują trochę czasu...
Przy następnej szkole, tym razem w Kamionnej, odbijam w lewo, żeby jak najdłużej jechać grzbietem. Po kilkuset metrach spotykam na łące kapliczkę - pomnik w kształcie słupa.


Nasi wygrali...


Płynny, przyjemny zjazd do doliny i głównej drogi. Po krótkim i łagodnym podjeździe jestem na skrzyżowaniu w Ujeździe. Zatrzymuję się przy sklepie i kupuję coś do picia. Teraz będę jechał grzbietem, lekko w dół. Postanawiam przy najbliższej okazji zrobić postój na "obiad". Zatrzymuję się w dość ładnym i widokowym miejscu na miedzy, poniżej szosy. Robię kanapki, piję dużo Piwniczanki.
Jest już dość późno. Czas powoli kierować się ku domowi, raczej już bez zwiedzania. Jadę na Muchówkę i podjeżdżam na Paprotną z Kamieniami Brodzińskiego. Dawno tam nie byłem, więc wjeżdżam w las, na wzgórze. W okolicy kręci się dużo spacerowiczów. Przy szosie jest parking i wybudowali karczmę. Szybko oglądam kamienie. Jest gorąco i latają komary.



Krótki terenowy zjazd po lesie i znów jestem na szosie. Do Lipnicy Murowanej jest mocno w dół. Po drodze widoki na pasmo Śpilówki.



Na rynku w Lipnicy dużo samochodów i ludzi. Jem smacznego loda i jadę dalej w dół doliny Uszwicy. Staram się jechać najprostsza drogą, bez niepotrzebnych podjazdów i w miarę możliwości głównych, ruchliwych szos. Podjeżdżam szosą w kierunku Tymowej, ale na górze odbijam w boczną dróżkę, która idzie oszczędnie, po grzbiecie. Nie tracąc wysokości przeskakuję szosę na Brzesko i dalej faliście, grzbietami przebijam się do Łoniowej. Ładny odcinek otwartymi polami i przez zabudowania wsi. Przed zjazdem do Łoniowej w widokowym miejscu robię kilka zdjęć. Widać już znajome grzbiety Pogórza bliższe Tarnowa. Wzgórza z lasami i polami dojrzewającego zboża wyglądają pięknie.



Pozostał mi dojazd do Tarnowa. Zjeżdżam w dół doliny Niedźwiedzia do Dębna i dalej główną szosą E4. Dzięki autostradzie nie ma na niej dużego ruchu i jedzie się całkiem przyjemnie. Wojnicz, Dunajec, ścieżki rowerowe ulicy Krakowskiej i jestem w domu.
Dobrze spędzony turystyczny dzień.

PS Gdzieś na trasie trąbił na mnie jeszcze drugi samochód. Nie wiem kto to był, pewnie się nie dowiem...


Kategoria Na cały dzień

Doły Jasielsko-Sanockie, część zachodnia

  d a n e    w y j a z d u 132.00 km 8.90 km teren 06:31 h Pr. śr.:20.26 km/h Pr. max:52.84 km/h Podjazdy:620 m Rower:Marin
Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 | dodano: 17.08.2011

Trasa: Jasło - Brzyście - ??? - Łazy Dębowieckie - Osobnica - Harklowa - Wójtowa - Libusza - Kobylanka - Kryg - Lipinki - os. Bednarskie - Cieklin - Dobrynia - Zawadka Osiecka - Osiek Jasielski - Mytarka - Nowy Żmigród - Stary Żmigród - Makowiska - Nienaszów - Sulistrowa - Kobylany - Łęki Dukielskie - Wietrzno - Bóbrka - Chorkówka - Leśniówka - Faliszówka - Kopytowa - Łubno Opackie - Łubno Szlacheckie - Łajsce - Nowy Glinik - Łaski - Jasło
Pogoda: Rano słonecznie, później chmury warstwowe i lekki deszcz, po południu piękne słońce, temp. ok. 25°C, bezwietrznie, widoczność słaba do dobrej

Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny - Matki Boskiej Zielnej.
Święto Wojska Polskiego.
W wolny dzień wybrałem się na prawie całodzienną wycieczkę po Dołach Jasielsko Sanockich, w tereny słabo dla mnie znane. Punktem startowym i docelowym było Jasło, gdzie podjechałem samochodem. Dzień się zapowiadał ładny i ciepły. Plan był taki,żeby jechać najpierw na SW, w kierunku Gorlic, zawrócić łukiem na E, jak najdalej dojechać na E i wracać N granicami Dołów. Warunkiem było ominięcie głównych dróg - czerwonej 28 i żółtej 993, stanowiących w przybliżeniu granicę Dołów. Jechałem tymi drogami nie raz samochodem czy autobusem. Czyli strategia była taka: boczne drogi "ode wsi dode wsi".
Po przejechaniu przez most na Ropie odbiłem na podjazd w kierunku Łazów Dębowieckich. Wąskim asfaltem, przez ciche osiedla i lasek wyjechałem na grzbiet. Tutaj na dobry początek pobłądziłem. Krążąc po okolicach Dębowca i Łazów Dębowieckich straciłem dużo czasu i nabiłem jakieś 10 km. Gdy już pogodziłem się z koniecznością zmiany planowanej trasy przez Osobnicę, zjechałem właśnie do tej miejscowości. Zwiedziłem tutaj 2 cmentarze z I wojny światowej nr 17 i 16.
Droga do kolejnej wsi Harklowej prowadzi przez rozległe pola powoli wznosząc się w górę. Wieś jest rozrzucona nad doliną małego potoku. Jadąc drogą widać niewiele domów. Ale w pewnym momencie dojechałem do jakiegoś centrum. Przy skrzyżowaniu jest skwer z pomnikiem, sklep, remiza, szkoła itp. Pofalowaną drogą z lekkim podjazdem dojechałem do Wójtowej a później do Libuszy. W Libuszy właśnie skończyła się msza. Ludzie wychodzili z nowego kościoła. Obok stroi piękny, drewniany, odnowiony kościół z XVI w. Stary kościół był otwarty i cześć ludzi wchodziła do niego. Jak przeczytałem później kościół jest niestety rekonstrukcją. Oryginalny spalił się w 1986 r.
Przy drodze w Libuszy zatrzymałem się przy domu, w którym znajduje się Muzeum Przemysłu Naftowego. Na tych terenach w 1856 roku powstała kopalnia ropy naftowej a później rafineria.
Pogoda zaczęła się psuć. Od W nadciągnęły chmury warstwowe, które w końcu zasłoniły słońce. Niedługo zaczęło kropić, ale nadal było ciepło. Przez Kobylankę dojechałem do Krygu. Tutaj jadąc przez dróżki osiedlowe można się napatrzeć na działające instalacje kopalni ropy naftowej. Szyby stoją w zagajnikach, na polach pośród zbóż, na łąkach i niemal na podwórkach gospodarstw. Przy każdym szybie jest zainstalowany kiwon, czyli pompa. Co jakiś czas kiwony pracują wybierając ropę, która nagromadziła się w studniach. Duże wrażenie robią takie poruszające się bezgłośnie kiwony. Napęd do pomp jest doprowadzany mechanicznie, przez liny transmisyjne opasujące kołowroty. Kołowrót za pomocą pojedynczej liny napędza kiwona. Liny są prowadzone dość daleko, nawet do kilkuset metrów. Jeden silnik napędza kilka rozrzuconych po okolicy kiwonów. Wszystko jest starannie nasmarowane jakimś smarem, pewnie ropą. Liny opierają się na drewnianych niskich słupkach. Pod drogami i miedzami liny przechodzą przez tunele ze stalowych rur. Trawa wzdłuż lin jest dokładnie wykoszona. Całość jest bardzo ciekawa, fajnie się to ogląda. Prawie jak elektryczną kolejkę...
Przez pola i nieużytki przedostałem się z Krygu do Lipinej. Jest tutaj sanktuarium Matki Boskiej Wniebowziętej. W połączeniu z dzisiejszym świętem dało to odpust. Było dużo samochodów, wystrojonych ludzi, strażacy kierowali ruchem itp.
Przez osiedla Lipniki i Bednarskie pojechałem do Cieklina. Przyjemny, cichy, prawie płaski odcinek. Po drodze minąłem dużą, nową instalację wiertniczą. Z Cieklina przeskoczyłem asfaltem przez niewysoki grzbiet, zjechałem do Dobryni i szutrową drogą wzdłuż potoczku Czerna dojechałem do Zawadki Osieckiej. W kolejnej miejscowości Osieku Jasielskim przejechałem przez odnowiony rynek. Na placu było kilkoro młodych rowerzystów, poza tym pusto, żadnego ruchu. Może przez porę obiadową, może przez brak przejeżdżających samochodów, może przez wielkość placu odniosłem wrażenie, że jestem na końcu świata, w miejscu gdzie nic sie nie dzieje. A przejeżdżałem przez mniejsze, bardziej odizolowane wsie. Droga z Osieka do Żmigrodu też pusta, przez pola. Minął mnie chyba tylko jeden samochód, latały bociany.
Na rynku w Nowym Żmigrodzie zatrzymałem się i zjadłem pyszne lody. Deszcz kolejny raz pokropił. Jadąc na E chyba uciekałem przed nim, bo ciągle jechałem po suchej drodze a co jakiś czas zaczynał padać. Polną, starą drogą pojechałem do Starego Żmigrodu. Oglądnąłem zabytkowy murowany kościół. Przy kościele ostatni uczestnicy mszy rozjeżdżali się do domów. Ciekawostką był samochód osobowy, chyba Skoda, z przyczepką ozdobioną słonecznikami. W czasie jazdy, gdy samochód mnie później wyprzedzał na trasie, słoneczniki zgodnie się bujały na wybojach.
Jechałem dalej w górę doliny Iwelki, przez kolejne wsie. Po obydwu stronach doliny ciągną się dość wysokie wzgórza. Na grzbiecie nad Łękami Dukielskimi stoi kilka olbrzymich wiatraków. Gdy jechałem w ich kierunku stopniowo przestawały się kręcić. Czyli wiatr ustał. Z łagodnej przełączki zjechałem w dół do Wietrzna, leżącego w dolinie Jasiołki. Znów zaczęło padać, bardziej niż do tej pory. Koło kopalni ropy, pod obszerną wiatą przystanku zrobiłem postój na "obiad". Zanim zjadłem i obejrzałem mapę przestało padać. Postanowiłem wracać powoli w kierunku Jasła, przez pobliską Bóbrkę.
Ruszyłem i po kilkudziesięciu metrach zatrzymałem się na skrzyżowaniu, mając zamiar skręcić w lewo. Za mną nadjeżdżał samochód osobowy. Skrzyżowanie było dziwne, nie wiedziałem która droga ma pierwszeństwo. Wcześniej widziałem, że dużo samochodów jedzie drogą w prawo, na most. Patrzę w prawo, na poprzecznej jest znak "ustąp pierwszeństwa". Wychylam się, żeby zobaczyć, czy jest taki sam znak na drodze przychodzącej z lewej. Jest. Z przeciwka nic nie jedzie, więc skręcam. Ale w tym momencie mija mnie od tyłu, po lewej stronie jadący jakieś 40 km/h samochód. Nie słyszałem silnika, zobaczyłem jego przód wyjeżdżający na wysokości mojego kolana. Nawet się nie zdenerwowałem. Nie zdążyłem się odepchnąć i skręcić koła. Minął mnie o jakieś pół metra. Obydwa anioły stróże chyba musiały popracować mimo dzisiejszego święta. Czy ustawiłem się nie całkiem na środku, czy za długo gramoliłem się ze skrętem, czy za słabo sygnalizowałem skręt przy dojeździe na skrzyżowanie?.. Jak mówi poeta "to zdarzy się niedzielę, gdy myśli tak niewiele, a diabeł z nudów śpi".
Zaraz za skrzyżowaniem zaczyna się stromy podjazd w lesie, prowadzący do Muzeum Przemysłu Naftowego. Zwiedzanie zostawiłem na kiedy indziej. Miałem czas, ale byłem niewyjściowo ubrany. A poza tym... wyjaśni się na końcu relacji.
Wyjechałem z lasu do wsi. Pogoda się radykalnie zmieniła. Chmury zniknęły, zostały obłoki i piękne słońce. Wiatraki na wzgórzach między Łękami a Bóbrką ruszyły. Dalsza jazda odbywała się w prawdziwie letnią pogodę, widoczność zrobiła się prawie idealna.
Odcinek z Bóbrki do Leśniówki jest pagórkowaty i malowniczy. Spokojne wsie otoczone są zalesionymi wzgórzami. Dalej jechałem przez bardziej zabudowane tereny drogami prowadzącymi grzbietami z rozległymi widokami. Trzymając się takich grzbietów podjeżdżam nad samo Jasło.
Został tylko zjazd do miasta. Pomyślałem, że jest dość wcześnie i na liczniku nie za wiele kilometrów. Ale nie będę na siłę wydłużał trasy. Na siłę nie ma co, ale na lenistwo można. Zamiast spojrzeć na mapę w mieście pojechałem na wyczucie. Czerwona droga kieruje na Tarnów i Kraków. Po dłuższym czasie zdałem sobie sprawę, że jadę obwodnicą. Zamiast kilkuset metrów, które miałem w pewnym momencie do samochodu, zrobiłem dodatkowe kilka kilometrów.
Wycieczka była przyjemna i udana. Trasa była ciekawa i urozmaicona. Teren pagórkowaty, podjazdy łagodne i żaden nie przekraczał 100 m w pionie. Ładne krajobrazy, dużo zabytków i ciekawostek. Dużo bocianów siedzących w gniazdach i spacerujących na luzie (bo dzieci odchowane) po polach. Pogoda sprzyjała. Na trasie spotykałem wiele kapliczek z otwartymi drzwiami. Nie wiem czy ze względu na ładną pogodę, czy ze względu na dzisiejsze święto.
Na koniec największy mankament, rozczarowanie i błąd wycieczki. Kto doczytał pewnie już wie. Nie miałem ze sobą aparatu. Został w Nowym Sączu. Chwilami czułem się dosłownie jak bez ręki.


Kategoria Na cały dzień

Czarna

  d a n e    w y j a z d u 0.00 km 0.00 km teren h Pr. śr.: km/h Pr. max:0.00 km/h Podjazdy: m Rower:
Niedziela, 19 grudnia 2010 | dodano: 20.12.2010

Trasa: Czarna - Żdżary - Wałki [wzdłuż rzeczki na S od torów] - pola między os. Średziny Pierwsze a bazą paliw - os. Pałcze - Tarnów, ul. Lwowska [os. Nauczycielskie] - ul. Skrzyszowska - dom
Pogoda: Rano słonecznie, później stopniowy wzrost zachmurzenia, temp. -5°C, lekki, później średni wiatr S, słaba widoczność
Długość: 20 km
Na nartach: 18,5 km
Całkowity czas: 8 h
Podejścia: 0 m
Warunki: 30-40 cm puszystego, suchego śniegu, na odkrytych polach śnieg trochę przewiany

Niedzielna wycieczka na nartach po okolicach Tarnowa.

To pierwszy wpis na blogu nie związany z wycieczką rowerową. Postanowiłem umieszczać tutaj również wpisy dotyczące wycieczek na nartach, bo są one dla mnie w zimie zastępnikiem wycieczek rowerowych. Podobnie jak roweru używam nart do turystyki i rekreacji.

Ładna pogoda, solidna warstwa śniegu i brak ruchu zmobilizowały mnie do wycieczki po lasach i polach Płaskowyżu Tarnowskiego. Trasę wybierałem wg zasad: mało górek, mało osiedli, ciągłość lasów i pól, powrót do Tarnowa na nartach. Wyszła z tego trasa z Czarnej do Tarnowa. Rano pojechałem na miejsce pociągiem.
W Czarnej po odjeździe pociągu zapanowała całkowita cisza, słychać tylko skrzypiący śnieg. Duża różnica po przyjeździe nawet z takiego niewielkiego miasta jak Tarnów. Po przejściu na drugą stronę szosy założyłem narty i rozpocząłem marsz. Trasa miała prowadzić polami i lasami. Pola na mapie to po prostu pola, można sobie wyobrazić otwartą przestrzeń, w zimie w postaci białej gładkiej powierzchni. Nie w Małopolsce. Tutaj "pola" to przeważnie mieszanka - od nadal uprawianych pól (świetnie się po nich chodzi), przez zarośnięte chwastami pola z pojedynczymi drzewkami i krzakami (w miarę wygodnie), młode młodniki samosiejek jednego wieku (nie do przejścia) po młode laski (da się iść między drzewami). Każdy pas "pól" ma inne pokrycie. Duża część wycieczki prowadziła takimi terenami.
Po przejściu pól w okolicy Czarnej wszedłem w las. W lesie ważniejsze drogi są odśnieżone:


Na na rozstaju dróg znalazłem kapliczkę:


Lasem dotarłem do granicy pól sąsiedniej wsi Żdżary. Trzymając się granicy starego lasu poszedłem na W. Po drodze spotkałem dużo tropów saren, jeleni i jakichś dużych psów. Niektóre miejsca są głęboko zryte przez dziki. Szedłem przeważnie "na przełaj". W lesie próbowałem iść odśnieżoną drogą. Szybko zrezygnowałem bo miejscami na wierzchu leżały kamyki wyrwane z drogi przez pług.

Gdzieś pod lasem w Żdżarach:


Przekroczyłem lokalną szosę Pogórska Wola - Wałki i doszedłem do doliny małej rzeczki płynącej na E. Na odcinku do Woli Rzędzińskiej płynie ona równolegle do torów kolejowych. Na południe jest las. Dno doliny to podmokłe łąki, zagajniki, zarastające pola. Teren dość trudny do poruszania się bo mokry, zarośnięty i bez dróg wzdłuż rzeczki. Na drzewach widać ślady działania bobrów, ale raczej dość stare. Jest dużo tropów zwierząt i myśliwskie ambony. Na krzewie kaliny z owocami spotkałem ładne gile. Nie bały się specjalnie, ale nie zaczekały aż wyciągnę aparat i poleciały.
Stopniowo "dolina" rozszerzała się i pojawiły się ślady skuterów śnieżnych i ludzi dochodzące od strony torów.

Z ciekawostek tego terenu - odwiert gazu:


Wypływająca z gruntu woda topi od spodu śnieg i tworzy rzeźby w kształcie fal, lejów i poduch:


Po przejściu w poprzek kilkudziesięciu (może więcej) pasów "pól" dotarłem do drogi koło bazy paliw w Woli Rzędzińskiej. Później znów przez pola, ale już mniej zarośnięte doszedłem do Lwowskiej. Słońce zachodziło w czerwonych chmurach i zaczęło mocniej wiać z południa. Na Skrzyszowskiej musiałem niestety zdjąć narty. Nie udało się dotrzeć na nich do samego domu.
Wycieczka była nie tyle trudna co żmudna. Na trasie nie spotykałem ludzi oprócz momentów przekraczania dróg jezdnych i dojścia do domu w mieście. Najciekawszym odcinkiem była "dolina" rzeczki w Wałkach.


Kategoria Na nartach (bez roweru), Na cały dzień

Płaskowyż Proszowicki

  d a n e    w y j a z d u 147.50 km 15.20 km teren 06:58 h Pr. śr.:21.17 km/h Pr. max:50.27 km/h Podjazdy:200 m Rower:Marin
Niedziela, 22 sierpnia 2010 | dodano: 23.08.2010

Dojazd: Pociąg osobowy Tarnów 8:07 - Staniątki; 12,00 PLN + bilet na rower 1,00 PLN; 56 km
Trasa: Staniątki - Niepołomice - Kościelniki (Kraków) - Czulice - Glewiec - Szarbia - Karwin - Górka Jaklińska - Proszowice - Jazdowiczki - Makocice - Szczytniki - Imbramowice - Gruszów - Organy (332 m) - Bolów - Baranów - Małoszów - Boszczynek - Budzyń Słonowski - Kazimierza Wlk. - Jakuszowice - Zagórzyce - Charbinowice - Trębaczów - Rzemienowice - Ksany - Żukowice - Winiary - Nw. Korczyn, prom - Opatowiec, prom - Borusowa - Gręboszów - Siedliszowice - Otfinów - Nieciecza - Żabno - Łęg Tarnowski - Rudno - Wychylówka - Tarnów
Pogoda: Słonecznie, brak chmur, upał, temp. 20-30°C, średni wiatr S, później bez wiatru, słaba widoczność

Rozpoznawcza wycieczka w nieznane tereny za Wisłą, na Płaskowyż Proszowicki.
Po szybkim przejechaniu skrajem Puszczy Niepołomickiej i samych Niepołomic przedostałem się na drugą stronę Wisły. Tereny na S od rzeki to płaska nizina, na N rozciąga się pagórkowaty płaskowyż. Teren jest gęsto pokryty wsiami i nieregularną siecią dróg. Ze względu na żyzną ziemię prawie cała powierzchnia jest wykorzystana pod uprawę bardziej wymagających roślin, głównie warzyw. Brak lasów.
Oprócz zniszczonego zespołu dworskiego w Kościelnikach i drewnianego kościoła w Czulicach nie spotkałem jakichś zabytków. Jechałem na zmianę z góry i pod górkę, wśród pól z warzywami: marchewką, cebulą, papryką czerwoną (w tunelach foliowych) i żółtą, kapustą itp. Mało jest łąk, więc i bydła, trochę upraw zbóż.
W Proszowicach zatrzymałem się na rynku. Napiłem się wody i zaplanowałem dalsza trasę. Pojechałem dalej wgłąb, w kierunku Skalbmierza. Wzgórza były trochę wyższe, pojawiały się nawet grzbiety z widokami. Oprócz warzyw na polach pojawiło się więcej zbóż i dość egzotyczna ale całkiem ładna roślina:




Palacze powinni rozpoznać... Na zdjęciach jeszcze bez akcyzy.
Klucząc po wzgórzach i dolinkach w kurzu żniwnym i lessowym dotarłem do większej miejscowości - Kazimierzy Wielkiej. Przejeżdżając zwróciłem uwagę na fabrykę maszyn drogowych, starą cukrownię i charakterystyczną basztę. Zrobiłem zakupy i zjadłem loda. Po przejechaniu na drugi brzeg Nidzicy, jechałem na E, mniej więcej wzdłuż rzeczki Młyńska. Pojawiły się obszary pokryte piaskiem a na nich niewielkie lasy. W lasach drogi zarośnięte i błotniste, ale odcinki leśne były krótkie. Po dojechaniu do Ksan miałem jechać prosto do Opatowca na prom, ale patrząc na mapę postanowiłem jeszcze podjechać na N i zobaczyć dolinę Nidy. Ten odcinek prowadził polnymi, częściowo szutrowymi drogami, garbem ponad doliną.

Znak dający do myślenia, nie tylko rowerzystom:


Na rozstaju dróg natknąłem się na cmentarz z pomnikiem. Okazało się, że droga nazwana jest Drogą Józefa Piłsudzkiego a pomnik postawiono "Ku chwale pierwszych bojów Józefa Piłsudskiego o niepodległość Polski". Obok są mogiły legionistów z I Brygady, którzy zginęli w 1914 roku oraz żołnierzy polskich poległych w 1939 r.
Trudno komentować, są zdjęcia:




Modernizowaną właśnie Drogą Józefa Piłsudzkiego zjechałem do głównej szosy w Winiarach:


Prom w pobliskim Nowym Korczynie okazał się zamknięty, więc śmiałym manewrem szosowym przerzuciłem się na prom w Opatowcu. Prom pływa w miejscu ujścia Dunajca do Wisły, byłem tutaj na tej wycieczce. Później czekał mnie długi powrót do domu wzdłuż Dunajca.
Wycieczka była dość ciekawa. Nowe tereny nie okazały się jakoś specjalnie atrakcyjne, ale było kilka ładnych i ciekawych miejsc po drodze. Poza tym był smak jazdy w nieznane.
W drodze było gorąco a słońce paliło przez cały czas. Większość trasy prowadziła odkrytym terenem. Wypiłem 4 litry płynów, różnych.

Szlaczek spod Charbinowic - ścianka tytoniu na tle ściany lasu:


Kategoria Na cały dzień

Pogórze Dynowskie i Strzyżowskie

  d a n e    w y j a z d u 188.20 km 23.00 km teren 09:26 h Pr. śr.:19.95 km/h Pr. max:58.59 km/h Podjazdy:1320 m Rower:Marin
Niedziela, 13 czerwca 2010 | dodano: 15.06.2010

Trasa: Dom - dworzec PKP w Tarnowie
Dojazd: Pociąg osobowy Tarnów 7:40 - Rzeszów, 15,00 PLN + bilet na rower 1,00 PLN
Trasa: Rzeszów - Tyczyn - Kielnarowa - Str. Borek [grzbiet na N] - Błędowa Tyczyńska - Wólka Hyżneńska - kota 402 [trawers] - Jawornik Polski [tory kolejki] - wlot tunelu N - os. Kopanina - os. Chodorówka - Bachórz - Dynów - dol. Łubienki - Łubno - kota 422, szosa 884 - Barycz - kota 453 - Domaradz - Nowa Wieś (ok. 330 m) - Konieczkowa - Niebylec - Gwoździanka - Kopalina (463 m) - os. Wlk. Pole - Żarnowa [droga lewą stroną Wisłoka] - Nowa Wieś - Pstrągowa - os. Rędziny - os. Bania (ok. 400 m) - Nawsie - Wielopole Skrzyńskie - Granice Kłonickie (ok. 400 m) - Broniszów - Łączki Kucharskie - Mała - kota 454 - Głobikowa - os. Południk (ok. 440 m) - Gołęczyna - Parkosz - Pilzno - Łęki Dln. - Łęki Grn. - os. Olszyna [droga n/Skrzyszowem] - Skrzyszów - Tarnów
Pogoda: Rano całkowite zachmurzenie, później stopniowe rozpogodzenia, okresowo słonecznie, temp. 17-25°C, lekki wiatr W, średnia widoczność

Całodniowa wycieczka przez pogórza karpackie. Ogólny plan zakładał wyjazd z Rzeszowa, dotarcie do Dynowa i powrót na zachód w kierunku Tarnowa. Szczegóły trasy ustalałem na bieżąco starając się jechać bocznymi drogami, z odcinkami terenowymi przez pola i lasy. W dwóch miejscach o trasie zadecydował mój błąd, w jednym miejscu nie znalazłem drogi, którą chciałem przejechać.
Po upalnej sobocie przyszło w nocy ochłodzenie. Nie padało, choć rano były dość ciemne chmury i miejscami czułem na skórze pojedyncze kropelki mżawki. Później pogoda była coraz lepsza, przebiło się słońce, które chwilami nawet przygrzewało.
Najciekawsze odcinki mojej trasy:
- długi terenowy zjazd do doliny Sanu przez lasy i odkrytym polnym grzbietem z osiedla Kopanina do Chodorówek
- przejazd lokalną drogą przez Nową Wieś i Konieczkową przez ładne dolinki i przełęcz
- podjazd przez Gwoździankę na bardzo widokowy szczyt Kopalinę oraz terenowy zjazd przez Wielkie Pole
- droga boczną doliną z Pstrągowej na grzbiet do osiedla Bania
- malowniczy i widokowy wyjazd na Granice Kłonickie (odcinek całkiem "nie po drodze", pobłądziłem w Wielopolu Skrzyńskim)
- widokowy podjazd z Małej do Głobikowej

Kilka migawek z wycieczki. Kaplica w Błędowej Tyczyńskiej:


Rozpoczyna się zjazd do Domaradza:


Widok wstecz na E z osiedla Bania:


Pola na podjeździe na Granice Kłonickie:



Kościół w Małej św. Michała Archanioła z 1593 r.:


Po przejechaniu całej trasy w głowie pozostał mi obraz zielonych dolin i grzbietów z rozrzuconymi po nich wsiami. Na horyzoncie nie było widać wyższych wzniesień, tylko łagodne, podobne do siebie grzbiety pogórza. Rytm jeździe nadawało przejeżdżanie przez kolejne działy wodne między dolinami mniejszych i większych rzek - Strugu, Sanu, Stobnicy, Wisłoka, Wielopolki, Wisłoki i w końcu Wątoku.
Do domu dojechałem o zachodzie słońca.


Kategoria Na cały dzień