Blog rowerowy

jaba

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2012

Dystans całkowity:61.80 km (w terenie 7.10 km; 11.49%)
Czas w ruchu:03:10
Średnia prędkość:19.52 km/h
Maksymalna prędkość:43.09 km/h
Suma podjazdów:330 m
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:30.90 km i 1h 35m
Więcej statystyk

Piekło i Zalasowa

  d a n e    w y j a z d u 38.50 km 4.60 km teren 02:00 h Pr. śr.:19.25 km/h Pr. max:43.09 km/h Podjazdy:250 m Rower:Marin
Niedziela, 30 grudnia 2012 | dodano: 03.01.2013

Trasa: Tarnów - Skrzyszów - Łękawica - Łękawka [dolina potoku w kierunku grzbietu na S] - grzbiet między Trzemeską a Słona Górą (ok. 330 m) - Karwodrza - os. Piekło - Zalasowa (ok. 350 m) - os. Dolce - os. Olszyna [droga nad Skrzyszowem] - Skrzyszów - Tarnów
Pogoda: Słonecznie, bezchmurnie, temp. 2-5°C, lekki wiatr S, średnia widoczność

Zima dość lekka, ale bez deszczu i błota. Drogi główne czyste i suche. Do tego słońce. Noce były ostatnio mroźne, więc nawet mimo słońca ziemia jest zamarznięta. Tylko na nasłonecznionych, nachylonych do słońca stokach miejscami pojawia się cienka warstwa błota. Pozwala to tradycyjnie trochę ubłocić rower.
Po asfaltowym odcinku do Łękawki wjechałem w teren podjeżdżając na grzbiet. W cieniu między drzewami droga nie była już taka prosta. Stopniowo pojawiało się coraz więcej zmrożonego śniegu i głównej atrakcji czyli "żywego lodu". Na takich odcinkach trochę jechałem, trochę się podpierałem nogą a trochę musiałem prowadzić rower. Niespodziewane wjechanie na idealnie gładki i czysty lód podnosi ciśnienie. Opony nie mają żadnej przyczepności. Buty też. Nawet zatrzymanie i zejście z roweru w takim miejscu jest problematyczne.
Wyżej w lesie już lepiej. Są liście, trawy, mniej lodu. Obok znanej kapliczki zjeżdżam leśnymi i polnymi drogami w kierunku Tuchowa. Tym razem udaje mi się dojechać grzbietem aż pod skrzyżowanie. Niestety kiedyś pewnie uczęszczana droga Łękawka - Karwodrza jest w polach zarośnięta i nieprzejezdna.

Z Karwodrzy pojechałem w kierunku Zalasowej, doliną na NE:


Tutaj miejscami też występował "żywy lód":


W Zalasowej chwila postoju pod kościołem, picie wody. Wiatr chwilami zamiatał z placu tumany suchego piachu i kurzu. Powrót z Zalasowej grzbietem na N wciąż lekko z góry i z wiatrem. Na końcowym odcinku minąłem trzech rowerzystów.


Kategoria Szybki wypad w wolnej chwili

Do krzyża

  d a n e    w y j a z d u 23.30 km 2.50 km teren 01:10 h Pr. śr.:19.97 km/h Pr. max:35.56 km/h Podjazdy: 80 m Rower:Marin
Niedziela, 23 grudnia 2012 | dodano: 27.12.2012

Trasa: Tarnów - Skrzyszów [dol. Wątoku] - os. Olszyna - krzyż [miedza na W] - os. Olszyna [droga nad Skrzyszowem] - Skrzyszów - Tarnów
Pogoda: Całkowite zachmurzenie, cienkie chmury warstwowe, temp. 0 - -2°C, lekki wiatr SE, słaba widoczność

Dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia.
Ponieważ pogoda była możliwa (sucho i lekki mróz), po obiedzie postanowiłem wybrać się na krótką przejażdżkę. Wychodząc z domu spotkałem przedświątecznych gości. Po około godzinie, mimo nadchodzącej szarówki dotarłem do komórki z rowerami. Jak przeczuwałem Matrix nie miał powietrza w tylnym kole. I tak bardziej mi pasował Marin, więc po dopompowaniu jego koła wyjechałem.
Dość szybko się rozgrzałem. Wiał lekki, dość zimny, przeciwny wiatr. Po wyjechaniu z doliny Wątoku na polach i w rowach pojawiło się trochę starego zmrożonego śniegu. Szosa była sucha i czysta.
Przed skrzyżowaniem na Świniogórę widzę z daleka samochody stojące na poboczu i kilku ludzi wokół nich. Trochę dziwne, bo to szczere pole. Wieje wiatr, robi się ciemno i nie jest to ani miejsce ani czas na pogaduszki. Podjeżdżam bliżej i widzę w jednym samochodzie rozbity z boku przedni błotnik. Zanim pomyślałem jak mogło dojść do takiej stłuczki kątem oka po drugiej stronie na śniegu zarejestrowałem martwą sarnę.
Pod krzyżem zatrzymałem się na chwilę. Napiłem się wody i ruszyłem z powrotem. Pojechałem miedzą równoległą do szosy. Było trochę zmrożonej ziemi (dobrze po niej niosło) i więcej starego twardego śniegu zmieszanego z trawą. Minąłem stado 6 saren, pewnie tych od wypadku.
Wracałem z wiatrem w zapadających ciemnościach. Jeszcze na drodze nad Skrzyszowem usłyszałem nierównomierne buczenie tylnej opony. Zaczęło uchodzić powietrze. Przycisnąłem i jakoś bez pompowania dojechałem do domu.
I tak na koniec dnia zamiast jednego koła do naprawy mam teraz dwa i żadnego roweru na chodzie. Mimo wszystko byłem zadowolony z jazdy.


Kategoria Szybki wypad w wolnej chwili