Listopad, 2011
Dystans całkowity: | 36.30 km (w terenie 5.00 km; 13.77%) |
Czas w ruchu: | 02:09 |
Średnia prędkość: | 16.88 km/h |
Maksymalna prędkość: | 36.26 km/h |
Suma podjazdów: | 80 m |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 18.15 km i 1h 04m |
Więcej statystyk |
Do krzyża
d a n e w y j a z d u
23.30 km
4.00 km teren
01:11 h
Pr. śr.:19.69 km/h
Pr. max:36.26 km/h
Podjazdy: 80 m
Rower:Marin
Trasa: Tarnów - Skrzyszów [dol. Wątoku] - os. Olszyna - krzyż [miedza na W]- os. Olszyna [droga nad Skrzyszowem] - Skrzyszów - Tarnów
Pogoda: Bezchmurnie, słonecznie, temp. 10-8°C, bezwietrznie, słaba widoczność
Niedaleka wycieczka po okolicy. Ładna pogoda, dużo słońca, choć dość chłodno. W cieniu przez cały dzień utrzymywał się szron.
Koło krzyża sfotografowałem mały triangul stojący na punkcie 289,8 m:
Miedzą obok zjechałem w dół na pola:
Później miedzą równoległą do szosy pojechałem na W. Rzut oka wstecz. Miły dla oka akcent soczystej zieleni:
A w polach trwa susza. Krowy jeszcze się pasą. Rolnicy orzą pola i wywożą gnój.
Na koniec tradycyjny szlaczek, tym razem jesienny:
Kategoria Szybki wypad w wolnej chwili
Cmentarze
d a n e w y j a z d u
13.00 km
1.00 km teren
00:58 h
Pr. śr.:13.45 km/h
Pr. max:32.70 km/h
Podjazdy: m
Rower:Matrix
Trasa: Tarnów, dom - Stary Cmentarz - Cmentarz w Krzyżu - dom
Pogoda: Słonecznie, bezchmurnie, temp. 15-12°C, średni wiatr E, słaba widoczność
Jako że nie byłem na żadnym cmentarzu we Wszystkich Świętych, wykorzystałem piękną pogodę oraz mój mocno refleksyjny nastrój i pojechałem na dwa tarnowskie cmentarze odwiedzić groby zmarłych z rodziny. Miał to być spokojny niedzielny spacer, bez żadnego pośpiechu i gonienia. Pojechałem więc po "cywilnemu" na "miejskim" Matrixie. Buty i spodnie miałem rowerowe, reszta "kościelna".
Pogoda piękna, ciepło i słonecznie, trochę tylko wiało. Na mieście ruch średni, dużo ludzi spaceruje z psami i dziećmi. Niektórzy na rowerach.
Na Starym Cmentarzu:
Ze Starego Cmentarza pojechałem do Krzyża, klucząc po różnych, częściowo nieznanych mi uliczkach. Dojechałem pod basen na Piaskówce i pierwszy raz w życiu zobaczyłem znajdujące się tam jezioro/staw. Konsekwentnie trzymając się znaków "ulica ślepa" dotarłem do końca drogi przy bramie ogródków działkowych. Prawie niczego nie przeczuwając uderzyłem na przełaj jakąś ścieżką w kierunku widocznych kominów ciepłowni MPEC. Ścieżka zaczęła się rozwidlać, kluczyć i plątać. W końcu zginęła. Rozpoczął się stały element wycieczki, czyli masakra na chaszczach za pomocą pchanego roweru. Chaszcze składały się z uschniętych badyli nawłoci a w niektórych miejscach wyższych od nich jakichś trzcin. Miejscami rosły pojedyncze krzaki głogu i róży z czerwonymi owocami.
Musiałem przekroczyć głęboki, zarośnięty jak wszystko rów. Było całkiem ciekawie, tylko czas zaczął szybko uciekać. Dotarłem do ogrodzeń różnych zakładów, składów i hurtowni, które oddzielały mnie od ulicy. Od ogrodzenia oddzielał mnie z kolei rów z wodą. Idąc wzdłuż rowu doszedłem do miejsca, gdzie ogrodzenie cofnęło się od rowu i pojawił się plac z wysypiskiem różności, głównie gruzu. Przeprawiłem się przez rów i z tego placu znalazłem już drogę na ulicę. Byłem cały mokry od potu i obsypany nasionami nawłoci i pokruszonymi suchymi liśćmi itp. Matrix miał wygiętą przednią lampę i początkowo nie działał licznik.
Na cmentarzu miałem mniej czasu niż zakładałem. Odwiedziłem wszystkie zaplanowane groby i dość szybko musiałem już wracać do domu.
Jadąc uliczką przez działki mijałem dość dużo ludzi wracających z cmentarza. Ludzie idą rozsypani po całej szerokości drogi. Z przeciwka jechało 2 rowerzystów, więc zwolniłem przed idącą przede mną parą starszych ludzi. Chwile trwało, aż rowerzyści przejechali a ja mogłem wyprzedzić pieszych. Człowiek się zorientował, że czekałem za nimi i gdy ich mijałem mówi - mógł pan przecież dzwonić. Rzeczywiście mogłem, ale na to nie wpadłem. A Matrix ma przecież dzwonek. Mało kto chyba pamięta, że do tego właśnie służy...
Kategoria Dojazdy