Blog rowerowy

jaba

Cmentarze

  d a n e    w y j a z d u 13.00 km 1.00 km teren 00:58 h Pr. śr.:13.45 km/h Pr. max:32.70 km/h Podjazdy: m Rower:Matrix
Niedziela, 6 listopada 2011 | dodano: 07.11.2011

Trasa: Tarnów, dom - Stary Cmentarz - Cmentarz w Krzyżu - dom
Pogoda: Słonecznie, bezchmurnie, temp. 15-12°C, średni wiatr E, słaba widoczność

Jako że nie byłem na żadnym cmentarzu we Wszystkich Świętych, wykorzystałem piękną pogodę oraz mój mocno refleksyjny nastrój i pojechałem na dwa tarnowskie cmentarze odwiedzić groby zmarłych z rodziny. Miał to być spokojny niedzielny spacer, bez żadnego pośpiechu i gonienia. Pojechałem więc po "cywilnemu" na "miejskim" Matrixie. Buty i spodnie miałem rowerowe, reszta "kościelna".
Pogoda piękna, ciepło i słonecznie, trochę tylko wiało. Na mieście ruch średni, dużo ludzi spaceruje z psami i dziećmi. Niektórzy na rowerach.
Na Starym Cmentarzu:


Ze Starego Cmentarza pojechałem do Krzyża, klucząc po różnych, częściowo nieznanych mi uliczkach. Dojechałem pod basen na Piaskówce i pierwszy raz w życiu zobaczyłem znajdujące się tam jezioro/staw. Konsekwentnie trzymając się znaków "ulica ślepa" dotarłem do końca drogi przy bramie ogródków działkowych. Prawie niczego nie przeczuwając uderzyłem na przełaj jakąś ścieżką w kierunku widocznych kominów ciepłowni MPEC. Ścieżka zaczęła się rozwidlać, kluczyć i plątać. W końcu zginęła. Rozpoczął się stały element wycieczki, czyli masakra na chaszczach za pomocą pchanego roweru. Chaszcze składały się z uschniętych badyli nawłoci a w niektórych miejscach wyższych od nich jakichś trzcin. Miejscami rosły pojedyncze krzaki głogu i róży z czerwonymi owocami.
Musiałem przekroczyć głęboki, zarośnięty jak wszystko rów. Było całkiem ciekawie, tylko czas zaczął szybko uciekać. Dotarłem do ogrodzeń różnych zakładów, składów i hurtowni, które oddzielały mnie od ulicy. Od ogrodzenia oddzielał mnie z kolei rów z wodą. Idąc wzdłuż rowu doszedłem do miejsca, gdzie ogrodzenie cofnęło się od rowu i pojawił się plac z wysypiskiem różności, głównie gruzu. Przeprawiłem się przez rów i z tego placu znalazłem już drogę na ulicę. Byłem cały mokry od potu i obsypany nasionami nawłoci i pokruszonymi suchymi liśćmi itp. Matrix miał wygiętą przednią lampę i początkowo nie działał licznik.
Na cmentarzu miałem mniej czasu niż zakładałem. Odwiedziłem wszystkie zaplanowane groby i dość szybko musiałem już wracać do domu.
Jadąc uliczką przez działki mijałem dość dużo ludzi wracających z cmentarza. Ludzie idą rozsypani po całej szerokości drogi. Z przeciwka jechało 2 rowerzystów, więc zwolniłem przed idącą przede mną parą starszych ludzi. Chwile trwało, aż rowerzyści przejechali a ja mogłem wyprzedzić pieszych. Człowiek się zorientował, że czekałem za nimi i gdy ich mijałem mówi - mógł pan przecież dzwonić. Rzeczywiście mogłem, ale na to nie wpadłem. A Matrix ma przecież dzwonek. Mało kto chyba pamięta, że do tego właśnie służy...


Kategoria Dojazdy


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa hciwk
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]