Tyniec
d a n e w y j a z d u
170.10 km
2.00 km teren
07:59 h
Pr. śr.:21.31 km/h
Pr. max:35.70 km/h
Podjazdy: 40 m
Rower:Matrix
Trasa: Tarnów - Mościce - Ostrów [wał wzdłuż Dunajca] - Komorów - Bobrowniki Małe - Siedlec - Sanoka - Glów - Biskupice Radłowskie - Pasieka Otfinowska - Sikorzyce - Wietrzychowice - Pałuszyce - Nowopole - Wola Rogowska - Wola Przemykowska - Kopacze Wlk. - Górka - Dąbrówka Morska - Popędzyna - Ujście Solne - Niedary - Świniary - Trawniki - Ispina - Wola Zabierzowska - Niepołomice - Grabie - Brzegi - Golikówka - most Nowohucki [lewy brzeg Wisły] - Łęg - ul. Dietla - Zwierzyniec [prawy brzeg Wisły] - Pychowice - Bodzów - Koło Tynieckie - Tyniec, klasztor - Koło Tynieckie [lewy brzeg Wisły] - Zwierzyniec - most na stopniu wodnym - Płaszów, PKP
Powrót: Pociąg osobowy; Koleje Małopolskie; Kraków Płaszów 16:50 - Tarnów 17:49; 12,00 PLN + bilet na rower 3,00 PLN
Pogoda: Słonecznie, obłoki; temp. 17-26°C; bez wiatru, później lekki wiatr E; średnia widoczność
Dłuższa jazda wzdłuż Dunajca i Wisły. Planowałem taką trasę dość dawno, żeby poznać Wiślaną Trasę Rowerową na odcinku od ujścia Dunajca w górę Wisły. Trafiła się wolna niedziela i dobra pogoda, więc pojechałem. Początkowo Tyniec był tylko orientacyjnym celem, zależnie od warunków, kondycji, czasu itp. Jechałem na luzie.
Wyjechałem wcześnie, po 7, miałem więc cały dzień. Rano ruch bardzo mały, zarówno w mieście jak i na wale Dunajca. Jest dość chłodno, ale słońce ładnie świeci. Jadę pustym wałem. Spotykam tylko sarnę, która chciała przejść na druga stronę oraz kilka kotów, które spacerowały lub wygrzewały się w słońcu. Pojawili się pierwsi rowerzyści. Równym tempem jadę bez zatrzymania aż pod ujście Dunajca. Dobre tempo, dobrze się jedzie, nie czuję zmęczenia. Zrobiłem postój - jedzenie, picie, mapa.
Choć nie widać rzeki zaczynam jechać wzdłuż Wisły. Jednak od czasu do czasu się pojawia.
Uszwica płynąca do Wisły:
Przed Szczurową wysoki brzeg po drugiej stronie zbliża się do mojego wału. Widać skarpy, pagórki. Słychać strzały, odbywają się tam jakieś zawody strzeleckie, czy impreza. Urwisty skraj płaskowyżu jest miłym urozmaiceniem na płaskiej trasie.
Mijam Rabę:
Klasztor w Hebdowie za Wisłą:
Zbliżam się do granic Puszczy Niepołomickiej. Od jakiegoś czasu mijam więcej rowerzystów. Na dwóch odcinkach trasa biegnie skrajem lasu i nawet jest cień. Zatrzymuję się na większy posiłek.
Zbliżam się do Niepołomic i kończy się spokojna jazda przez pola. Teraz trzeba trochę kombinować, żeby znaleźć dobrą drogę. Pojawiają się odcinki w trakcie budowy, miejscami trasa opuszcza wał. Jadę na wyczucie starając się trzymać Wisły i w odpowiednim miejscu przedostać się na drugi brzeg. Zaliczam odcinek trawiastego wału w Golikówce. Przejeżdżam most koło elektrociepłowni Łęg.
Trochę jadę ścieżkami, trochę chodnikami, na końcu ulicą Dietla. Ruch jest umiarkowany i docieram nad Wisłę, pod Wawel. Robię postój, ważny punkt został osiągnięty.
Przebijam się przez nadbrzeżne bulwary. Pod samym Wawelem jest zwężenie, ścieżka rowerowa znika i trzeba się pomieścić z pieszymi i wczorajszymi kałużami.
Już za Wawelem:
Kolejne utrudnienie jest w Zwierzyńcu, trzeba jechać chodnikiem albo jezdnią z torem tramwajowym. Na moście Zwierzynieckim przejeżdżam na prawy brzeg Wisły i tam jadę wygodną ścieżką rowerową po wale.
Później są przerwy w drodze po wale. Można jechać równoległą drogą albo nadal wałem po trawiastej ścieżce. Mijam tor kajakowy oraz odcinek terenowych podjazdów i zjazdów przy przekraczaniu autostrady. W końcu, dość niespodziewanie patrzę - i widzę klasztor w Tyńcu. Jest tutaj duże zagęszczenie ludzi, samochodów, łódek i rowerów. Przejeżdżam pod wzgórzem i okrążam je. Widok na klasztor od góry rzeki:
Zwiedzam dziedziniec wewnątrz:
Jest dość wcześnie, ale nie decyduje się na dalszą jazdę w górę rzeki. Wolę na spokojnie przejechać do Krakowa, przez wciąż mało mi znane tereny. Od autostrady wracam drugą stroną rzeki. Początkowo wał jest trawiasty, ale później jest gładka ścieżka asfaltowa.
Jedyny problem to brak cienia i miejsca na postój, żeby coś zjeść i wypić. Tak dojechałem znów pod Wawel. Zrobiłem krótki postój na ławce, niestety w przygrzewającym mocno słońcu.
Jadę dalej na wyczucie do stopnia wodnego Dąbie. Udaje mi się go znaleźć i przedostać w dobrym miejscu na drugi brzeg. Szukam Płaszowa. Trochę chodnikami, trochę ściekami rowerowymi a w końcu futurystycznym (dla mnie) wiszącym wiaduktem tramwajowo - rowerowym nad torami docieram do stacji PKP w Płaszowie. Mam 25 minut. Bilet trzeba kupić w pociągu. Idę do barku obok dworca i piję dość szybko upragnione piwo. W pociągu jest trochę rowerzystów, ale się mieszczę. W Tarnowie wygodnie dojeżdżam z dworca do domu na rowerze. Taki plus wycieczek rowerowych...
Wycieczka bardzo udana. Pogoda, nowe tereny, kondycja dopisały.
Kategoria Na cały dzień