Blog rowerowy

jaba

Pogórze Wielickie i Wiśnickie

  d a n e    w y j a z d u 159.30 km 3.00 km teren 08:11 h Pr. śr.:19.47 km/h Pr. max:58.59 km/h Podjazdy:1130 m Rower:Marin
Niedziela, 7 lipca 2013 | dodano: 13.08.2013

Dojazd: Pociąg osobowy Tarnów 7:33 - Podłęże 9:27; 14,60 PLN + bilet na rower 7,00 PLN
Trasa: Podłęże - Zakrzów - Ochmanów - Zabawa - Wieliczka [szosa 964] - Szydłowiec - Mietnów - Chorągwica (ok. 430 m) - os. Przymiarki - Grajów - Hucisko - Winiary - Dobczyce, dz. przemysłowa - Marwin - Skrzynka - Stadniki - Mierzeń - os. Bigorzówka - Sawa - Bojańczyce - Krasne Lasocice - Słupia - cmentarz z I wojny nr 360 - Słupia - dol. Tarnawki - Szyk - Nowe Rybie - os. Podlesie [grzbiet na W od Kamionki] - Ujazd - os. Półrolki - Łąkta Grn. - Muchówka - Paprotna (ok. 430 m) - Lipnica Murowana - os. Zadebrze - Tymowa - os. Lewniowa - Biesiadki, os. Zagórze - Łoniowa - Porąbka Uszewska - Dębno [szosa E40] - Sufczyn - Wojnicz - Zgłobice - Tarnów
Pogoda: Częściowe zachmurzenie lub słonecznie, temp. 26-22°C, bezwietrznie lub lekki wiatr E, średnia widoczność

W ładną, letnią niedzielę wybrałem się na całodzienną wycieczkę w tereny, gdzie dawno nie byłem. Planowałem pokręcić się po zakamarkach pogórzy, jak zwykle odwiedzając w miarę możliwości cmentarze z I wojny i szukając nieodkrytych, ciekawych miejsc i widoków. Czasami, a właściwie dość często, lubię wybrać się w takie "nieciekawe", jak pogórza miejsca.
Pociąg "żółty" do Podłęża jechał długo. Trwa remont linii kolejowej. Cała stacja w Podłężu jest rozkopana i zamiast torów i pociągów są wykopy, ciężarówki i koparki. Mimo niedzieli ludzie i maszyny pracują. Przez ten remont nie dotarłem do pierwszego cmentarza, który leży przy torach kilkaset metrów od stacji. Nie chciałem jeździć po placu budowy a dojazdu od pól nie znalazłem.
Pokluczyłem po spokojnej miejscowości i falistą szosą w porannym upale ruszyłem do Wieliczki. Na wysokości Ochmanowa zatrzymałem się przy dawnym cmentarzu z I wojny nr 379 Mała Wieś. Cmentarz został już dawno zlikwidowany, ale pozostał pomnik z ptakiem.


W Wieliczce znów remont głównej ulicy. Po zdartym asfalcie dojechałem do miejskiego cmentarza, by odnaleźć kwaterę wojskową nr 381 Wieliczka. Oprócz żołnierzy poległych w I wojnie są tutaj późniejsze mogiły i pomnik z czasów II wojny światowej.



Pomijając inne atrakcje Wieliczki (na to trzeba oddzielnej wycieczki, nie koniecznie rowerowej), ruszyłem w górę, na południe. Wyjazd z miasta jest dość stromy, szosa 964 wspina się na próg pogórza. Jadąc mozolnie obok myjni samochodowej usłyszałem cykliczne syczenie. Pierwsza myśl - załapałem gumę. Za chwilę widzę ludzi myjących samochody. Pomyślałem: a to pewnie oni tak syczą wodą. Za chwilę czuję bujanie na tylnym kole. Trzecia myśl: nie ma tak dobrze, to jednak guma. Asfalt był czysty, suchy. Powietrze uszło w ciągu kilkunastu sekund. Dziwne...
Chodnikiem poprowadziłem rower dalej w górę szukając dobrego miejsca w cieniu. Na podjeździe do jakiejś budowy wymieniłem dętkę. Minęło mnie w tym czasie ze trzech rowerzystów. Zakładając oponę przypadkiem zauważyłem wbity, błyszczący, pokręcony drucik. Całe szczęście, bo na pewno drugą dętkę potraktowałby tak jak pierwszą.
Wyjeżdżam na Chorągwicę, gdzie nigdy jeszcze nie byłem, choć przez lata odbierałem stąd program 1 TVP. Podjechałem pod wielki maszt i pod kościół. Później przez kolejne łagodne i niższe grzbiety na południe w kierunku doliny Raby. Tak wyglądają te okolice. Wybrałem akurat widok z małą ilością zabudowań.


Trochę się pochmurzyło a ja miałem lekkie spóźnienie. Przez większość trasy nie patrzyłem już później na zegarek.
Ładnym zjazdem przez grzbiet ze wsią Hucisko dotarłem do Winiar nad Rabą. Na rondzie pojechałem na most. Za rzeką znalazłem się w dzielnicy przemysłowej Dobczyc. Rondo, most i chyba cała dzielnica były nowe, więc nie wiedziałem wcześniej, że istnieją. Ominąłem w ten sposób miasto, ale ze względu na brak czasu specjalnie nie żałowałem.
Niedaleko, na wzgórzu, pod Krzyżem Milenijnym w Skrzynce zrobiłem sobie dłuższy postój. Coś zjadłem, popiłem wody, odpocząłem i pomyślałem nad dalszą trasą.
Za Stadnikami wjechałem w boczną dolinę i podjechałem do Mierzenia. Tutaj źle skręciłem w dół, w kierunku Komorników. Po kilkuset metrach się zorientowałem i postanowiłem wrócić, mając na myśli kamień grzyb w Bigorzówce.
Skręcając w dobrą drogę, koło dworku i stawku minąłem ładną figurę. Napis głosi: "ODNOWIONO R.P.1896", ale kapliczka wygląda na odnowioną całkiem niedawno. Święty nie jest podpisany, ale po atrybutach można rozpoznać św. Floriana, który trzyma chorągiew a przede wszystkim leje wodę na budynek, czyli gasi pożar.


Powoli jechałem przez pola, sady i las wypatrując kamiennego grzyba. Takie rzeczy można w lecie łatwo przeoczyć. Tego grzyba raczej nie można. Stoi przy samej drodze. Według starych opowieści mijające go konie płoszyły się. Widok jest rzeczywiście niespodziewany i zaskakujący.





Grzybem byłem oczarowany. Widziałem już wiele skalnych grzybów ale takiego nigdy. Humor mi się poprawił i cała okolica wydała mi się bardzo przyjemna i sympatyczna. W tym momencie bilans całej wycieczki był już na duży plus.
Pod grzybem minął mnie pierwszy samochód, który pozdrowił mnie trąbieniem...
Po szybkim zjeździe znalazłem się w dolinie Stradomki. Nią krótko w dół i po sprawdzeniu mapy skręt w ładnie wyglądającą boczna dolinkę Sawy. W górę doliny jechałem wśród pól, zarośli i pojedynczych gospodarstw. Droga pusta, nieprzelotowa. Po kilku łukach i zakrętach, podjeżdżając niezbyt stromo, wydostałem się na grzbiet. Dookoła coraz więcej sadów i upraw ogrodniczych. Wszystko zadbane i zagospodarowane. Świadczy o tym wygląd tej zabytkowej kapliczki. W tle starannie uprawiane pola i sady.


Zbliżam się do wsi Krasne Lasocice i Słupi. W każdej jest po jednym cmentarzu z I wojny, ale nie ma jak przejechać ich po kolei. Muszę się rozdwoić, albo pojechać do jednej, wrócić tą samą drogą i pojechać do drugiej. Wybieram to drugie rozwiązanie. Najpierw Krasne Lasocice. Trzeba zjechać trochę dół, ale łagodnie, więc nie trzeba będzie się męczyć z powrotem. Przy kościele przygotowują popołudniowy festyn. Rozstawiają nagłośnienie, scenę i pompują jakieś wielkie, gumowe atrakcje dla dzieci.
Ja przejeżdżam obok i kieruję się na pobliski cmentarz. Tam bez problemu znajduję kwaterę z cmentarzem z I wojny nr 361 Krasne Lasocice.





Wracam do skrzyżowania na górze, mijam jakiś ośrodek szkoleniowy w parku i skręcam w wąską dróżkę w kierunku lasu. Opuszczając schodzący w dól asfalt jadę trawersem miedzą, skrajem lasu. Dość długo szukam cmentarza nr 360 Słupia. Według mapy leży na skraju lasu. Las się jednak przesuwa i przed cmentarzem rosną już dość duże młodniki.





Znów przyjemny zjazd, tym razem do doliny Tarnawki. Jadę szeroką doliną, przez pola i rozrzucone zagrody. Po prawej widać coraz częściej i bliżej wysokie, zalesione kopy. To już Beskid Wyspowy. Jadąc do Szyku zbliżam się do góry Kostrzy. Na odcinku pomiędzy Szykiem a Nowym Rybiem jadę granicą Beskidu Wyspowego.
W Szyku zatrzymuję się na chwilę przed zabytkowym kościołem św. Stanisława Biskupa Męczennika i św. Barbary Męczennicy.


Podjazd z Szyku do Nowego Rybia jest atrakcyjny widokowo. Bogatsza rzeźba terenu, mieszanka lasów, pól i pastwisk powodują, że czuć klimat gór, Beskidów. Gdzieś na tym odcinku spomiędzy drzew wybiegło na mnie stadko kóz. Każda inna, w różnym wieku i ubarwieniu. Od młodych podskakujących kózek do starych brodatych kozłów. Za nimi oczywiście pojawił się pasterz z psem. Pozytywne spotkanie, aż chciało się dalej rzeźbić pod górę.
Nowe Rybie rozłożone jest na grzbietach. Kościół Znalezienia Krzyża Świętego i Trójcy Świętej stoi na siodle między zalesionymi kopkami.


Nowe Rybie było najwyższym punktem dzisiejszej wycieczki. Teraz powinienem mieć przez dłuższy czas w dół. Koło szkoły odbijam w prawo i zjeżdżam do dolinki, którą miałem przekroczyć. Zjechałem złą drogą. Przejechałem przez potok i zanim się zorientowałem zacząłem szutrówką podjeżdżać na stoki Pasierbeckiej Góry. Tego nie było w planie. Wracam do potoku i na skróty idę korytem do pobliskiego mostku z właściwa drogą. Oczywiście trafiłem na wyjątkowo kręty i skalisty odcinek koryta. Mocno się nagimnastykowałem, żeby przeprowadzić rower przez zakręty, baniory, głazy, zwisające gałęzie i krzaki. Wyszedłem na łąkę powyżej potoku. Już widziałem drogę ale oddzielał mnie od niej następny jar bocznego dopływu. Rzadko spotyka się w Beskidach tak urwiste jary. Choć miał głębokość tylko jakieś 3 metry nie dało się tego przejść. Znów do głównego potoku gdzie na zarośniętej łące boczny potoczek już jest zwykłą strugą, pod most i nasypem stromo do góry. Asfalt. Fajne są takie przeprawy, ale zajmują trochę czasu...
Przy następnej szkole, tym razem w Kamionnej, odbijam w lewo, żeby jak najdłużej jechać grzbietem. Po kilkuset metrach spotykam na łące kapliczkę - pomnik w kształcie słupa.


Nasi wygrali...


Płynny, przyjemny zjazd do doliny i głównej drogi. Po krótkim i łagodnym podjeździe jestem na skrzyżowaniu w Ujeździe. Zatrzymuję się przy sklepie i kupuję coś do picia. Teraz będę jechał grzbietem, lekko w dół. Postanawiam przy najbliższej okazji zrobić postój na "obiad". Zatrzymuję się w dość ładnym i widokowym miejscu na miedzy, poniżej szosy. Robię kanapki, piję dużo Piwniczanki.
Jest już dość późno. Czas powoli kierować się ku domowi, raczej już bez zwiedzania. Jadę na Muchówkę i podjeżdżam na Paprotną z Kamieniami Brodzińskiego. Dawno tam nie byłem, więc wjeżdżam w las, na wzgórze. W okolicy kręci się dużo spacerowiczów. Przy szosie jest parking i wybudowali karczmę. Szybko oglądam kamienie. Jest gorąco i latają komary.



Krótki terenowy zjazd po lesie i znów jestem na szosie. Do Lipnicy Murowanej jest mocno w dół. Po drodze widoki na pasmo Śpilówki.



Na rynku w Lipnicy dużo samochodów i ludzi. Jem smacznego loda i jadę dalej w dół doliny Uszwicy. Staram się jechać najprostsza drogą, bez niepotrzebnych podjazdów i w miarę możliwości głównych, ruchliwych szos. Podjeżdżam szosą w kierunku Tymowej, ale na górze odbijam w boczną dróżkę, która idzie oszczędnie, po grzbiecie. Nie tracąc wysokości przeskakuję szosę na Brzesko i dalej faliście, grzbietami przebijam się do Łoniowej. Ładny odcinek otwartymi polami i przez zabudowania wsi. Przed zjazdem do Łoniowej w widokowym miejscu robię kilka zdjęć. Widać już znajome grzbiety Pogórza bliższe Tarnowa. Wzgórza z lasami i polami dojrzewającego zboża wyglądają pięknie.



Pozostał mi dojazd do Tarnowa. Zjeżdżam w dół doliny Niedźwiedzia do Dębna i dalej główną szosą E4. Dzięki autostradzie nie ma na niej dużego ruchu i jedzie się całkiem przyjemnie. Wojnicz, Dunajec, ścieżki rowerowe ulicy Krakowskiej i jestem w domu.
Dobrze spędzony turystyczny dzień.

PS Gdzieś na trasie trąbił na mnie jeszcze drugi samochód. Nie wiem kto to był, pewnie się nie dowiem...


Kategoria Na cały dzień


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa wczes
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]