Blog rowerowy

jaba

Dookoła Jeziora Rożnowskiego

  d a n e    w y j a z d u 62.30 km 1.20 km teren 02:50 h Pr. śr.:21.99 km/h Pr. max:56.90 km/h Podjazdy:490 m Rower:Marin
Czwartek, 18 lipca 2013 | dodano: 18.07.2013

Trasa: Nowy Sącz - ul. Zdrojowa - Klimkówka (ok. 500 m) - Ubiad [trawers N Dąbrowskiej Góry] - Wola Kurowska - Gródek n/Dunajcem - Bartkowa (zjazd z grzbietu na N) - Radajowice - Gierowa - Witowice Dln. - Witowice Grn. - Łososina Dln. - Bilsko - przeł. św. Justa (ok. 370 m) - Tęgoborze - Wielogłowy - Nowy Sącz
Pogoda: Słonecznie, obłoki, temp. ok. 25°C, lekki wiatr NE, średnia widoczność

Objazd Jeziora Rożnowskiego, powtarzany przeze mnie chyba co rok. Pogoda letnia, słońce, obłoki, lekki wiatr. Niezbyt gorąco.
Nad jeziorem dość dużo wypoczywających ludzi. Stoją samochody, chodzą ludzie. Domki kempingowe pozajmowane. Lato w pełni.
W drodze powrotnej przyjemny odcinek przez Witowice. Przed Bilskiem odcinek bez asfaltu ale z rozjeżdżonym, rzadkim błotem. Tam zatrzymałem się na chwilę nad Łososiną.
Od przełęczy św. Justa jechałem główną szosą, szybciej. Ruch zmienny. Były kilkuminutowe okresy bez wyprzedzających samochodów. Były też fale samochodów jadących sznurem.


Kategoria Po robocie

Pętla przez Małą Żeleźnikową

  d a n e    w y j a z d u 25.20 km 0.50 km teren 01:14 h Pr. śr.:20.43 km/h Pr. max:52.84 km/h Podjazdy:240 m Rower:Marin
Poniedziałek, 8 lipca 2013 | dodano: 08.07.2013

Trasa: Nowy Sącz, serwis rowerowy - dom - Nawojowa - Żeleźnikowa Mł. (ok. 540m) - Majdan (485m) - Poręba Mł. - dz. Brzeziny - os. Nowa Kolonia - Nowy Sącz
Pogoda: Bezchmurnie, temp. ok. 22°C, bezwietrznie, średnia widoczność

Krótka przejażdżka na koniec dnia. Rower był w serwisie do wymiany przedniej przerzutki i naprawy tylnego koła. Odebrałem go przed 18:00 i po 19:00 pojechałem na krótką jazdę testową. Przy okazji sam rozruszałem się po wczorajszej dłuższej trasie.
Jazda znaną trasą. Drogi prawie puste, nawet w mieście.
Ładne widoki, wszystko oświetlone promieniami zachodzącego słońca. Zarysy wysokich szczytów Beskidu Wyspowego i Gorców przypominały mi ostro-faliste grzbiety gdzieś na wschodzie, może Bieszczadów. Beskid wzywa...
Zjazd w Porębie Małej po drodze rozrytej budową kanalizacji.


Kategoria Po robocie

Pogórze Wielickie i Wiśnickie

  d a n e    w y j a z d u 159.30 km 3.00 km teren 08:11 h Pr. śr.:19.47 km/h Pr. max:58.59 km/h Podjazdy:1130 m Rower:Marin
Niedziela, 7 lipca 2013 | dodano: 13.08.2013

Dojazd: Pociąg osobowy Tarnów 7:33 - Podłęże 9:27; 14,60 PLN + bilet na rower 7,00 PLN
Trasa: Podłęże - Zakrzów - Ochmanów - Zabawa - Wieliczka [szosa 964] - Szydłowiec - Mietnów - Chorągwica (ok. 430 m) - os. Przymiarki - Grajów - Hucisko - Winiary - Dobczyce, dz. przemysłowa - Marwin - Skrzynka - Stadniki - Mierzeń - os. Bigorzówka - Sawa - Bojańczyce - Krasne Lasocice - Słupia - cmentarz z I wojny nr 360 - Słupia - dol. Tarnawki - Szyk - Nowe Rybie - os. Podlesie [grzbiet na W od Kamionki] - Ujazd - os. Półrolki - Łąkta Grn. - Muchówka - Paprotna (ok. 430 m) - Lipnica Murowana - os. Zadebrze - Tymowa - os. Lewniowa - Biesiadki, os. Zagórze - Łoniowa - Porąbka Uszewska - Dębno [szosa E40] - Sufczyn - Wojnicz - Zgłobice - Tarnów
Pogoda: Częściowe zachmurzenie lub słonecznie, temp. 26-22°C, bezwietrznie lub lekki wiatr E, średnia widoczność

W ładną, letnią niedzielę wybrałem się na całodzienną wycieczkę w tereny, gdzie dawno nie byłem. Planowałem pokręcić się po zakamarkach pogórzy, jak zwykle odwiedzając w miarę możliwości cmentarze z I wojny i szukając nieodkrytych, ciekawych miejsc i widoków. Czasami, a właściwie dość często, lubię wybrać się w takie "nieciekawe", jak pogórza miejsca.
Pociąg "żółty" do Podłęża jechał długo. Trwa remont linii kolejowej. Cała stacja w Podłężu jest rozkopana i zamiast torów i pociągów są wykopy, ciężarówki i koparki. Mimo niedzieli ludzie i maszyny pracują. Przez ten remont nie dotarłem do pierwszego cmentarza, który leży przy torach kilkaset metrów od stacji. Nie chciałem jeździć po placu budowy a dojazdu od pól nie znalazłem.
Pokluczyłem po spokojnej miejscowości i falistą szosą w porannym upale ruszyłem do Wieliczki. Na wysokości Ochmanowa zatrzymałem się przy dawnym cmentarzu z I wojny nr 379 Mała Wieś. Cmentarz został już dawno zlikwidowany, ale pozostał pomnik z ptakiem.


W Wieliczce znów remont głównej ulicy. Po zdartym asfalcie dojechałem do miejskiego cmentarza, by odnaleźć kwaterę wojskową nr 381 Wieliczka. Oprócz żołnierzy poległych w I wojnie są tutaj późniejsze mogiły i pomnik z czasów II wojny światowej.



Pomijając inne atrakcje Wieliczki (na to trzeba oddzielnej wycieczki, nie koniecznie rowerowej), ruszyłem w górę, na południe. Wyjazd z miasta jest dość stromy, szosa 964 wspina się na próg pogórza. Jadąc mozolnie obok myjni samochodowej usłyszałem cykliczne syczenie. Pierwsza myśl - załapałem gumę. Za chwilę widzę ludzi myjących samochody. Pomyślałem: a to pewnie oni tak syczą wodą. Za chwilę czuję bujanie na tylnym kole. Trzecia myśl: nie ma tak dobrze, to jednak guma. Asfalt był czysty, suchy. Powietrze uszło w ciągu kilkunastu sekund. Dziwne...
Chodnikiem poprowadziłem rower dalej w górę szukając dobrego miejsca w cieniu. Na podjeździe do jakiejś budowy wymieniłem dętkę. Minęło mnie w tym czasie ze trzech rowerzystów. Zakładając oponę przypadkiem zauważyłem wbity, błyszczący, pokręcony drucik. Całe szczęście, bo na pewno drugą dętkę potraktowałby tak jak pierwszą.
Wyjeżdżam na Chorągwicę, gdzie nigdy jeszcze nie byłem, choć przez lata odbierałem stąd program 1 TVP. Podjechałem pod wielki maszt i pod kościół. Później przez kolejne łagodne i niższe grzbiety na południe w kierunku doliny Raby. Tak wyglądają te okolice. Wybrałem akurat widok z małą ilością zabudowań.


Trochę się pochmurzyło a ja miałem lekkie spóźnienie. Przez większość trasy nie patrzyłem już później na zegarek.
Ładnym zjazdem przez grzbiet ze wsią Hucisko dotarłem do Winiar nad Rabą. Na rondzie pojechałem na most. Za rzeką znalazłem się w dzielnicy przemysłowej Dobczyc. Rondo, most i chyba cała dzielnica były nowe, więc nie wiedziałem wcześniej, że istnieją. Ominąłem w ten sposób miasto, ale ze względu na brak czasu specjalnie nie żałowałem.
Niedaleko, na wzgórzu, pod Krzyżem Milenijnym w Skrzynce zrobiłem sobie dłuższy postój. Coś zjadłem, popiłem wody, odpocząłem i pomyślałem nad dalszą trasą.
Za Stadnikami wjechałem w boczną dolinę i podjechałem do Mierzenia. Tutaj źle skręciłem w dół, w kierunku Komorników. Po kilkuset metrach się zorientowałem i postanowiłem wrócić, mając na myśli kamień grzyb w Bigorzówce.
Skręcając w dobrą drogę, koło dworku i stawku minąłem ładną figurę. Napis głosi: "ODNOWIONO R.P.1896", ale kapliczka wygląda na odnowioną całkiem niedawno. Święty nie jest podpisany, ale po atrybutach można rozpoznać św. Floriana, który trzyma chorągiew a przede wszystkim leje wodę na budynek, czyli gasi pożar.


Powoli jechałem przez pola, sady i las wypatrując kamiennego grzyba. Takie rzeczy można w lecie łatwo przeoczyć. Tego grzyba raczej nie można. Stoi przy samej drodze. Według starych opowieści mijające go konie płoszyły się. Widok jest rzeczywiście niespodziewany i zaskakujący.





Grzybem byłem oczarowany. Widziałem już wiele skalnych grzybów ale takiego nigdy. Humor mi się poprawił i cała okolica wydała mi się bardzo przyjemna i sympatyczna. W tym momencie bilans całej wycieczki był już na duży plus.
Pod grzybem minął mnie pierwszy samochód, który pozdrowił mnie trąbieniem...
Po szybkim zjeździe znalazłem się w dolinie Stradomki. Nią krótko w dół i po sprawdzeniu mapy skręt w ładnie wyglądającą boczna dolinkę Sawy. W górę doliny jechałem wśród pól, zarośli i pojedynczych gospodarstw. Droga pusta, nieprzelotowa. Po kilku łukach i zakrętach, podjeżdżając niezbyt stromo, wydostałem się na grzbiet. Dookoła coraz więcej sadów i upraw ogrodniczych. Wszystko zadbane i zagospodarowane. Świadczy o tym wygląd tej zabytkowej kapliczki. W tle starannie uprawiane pola i sady.


Zbliżam się do wsi Krasne Lasocice i Słupi. W każdej jest po jednym cmentarzu z I wojny, ale nie ma jak przejechać ich po kolei. Muszę się rozdwoić, albo pojechać do jednej, wrócić tą samą drogą i pojechać do drugiej. Wybieram to drugie rozwiązanie. Najpierw Krasne Lasocice. Trzeba zjechać trochę dół, ale łagodnie, więc nie trzeba będzie się męczyć z powrotem. Przy kościele przygotowują popołudniowy festyn. Rozstawiają nagłośnienie, scenę i pompują jakieś wielkie, gumowe atrakcje dla dzieci.
Ja przejeżdżam obok i kieruję się na pobliski cmentarz. Tam bez problemu znajduję kwaterę z cmentarzem z I wojny nr 361 Krasne Lasocice.





Wracam do skrzyżowania na górze, mijam jakiś ośrodek szkoleniowy w parku i skręcam w wąską dróżkę w kierunku lasu. Opuszczając schodzący w dól asfalt jadę trawersem miedzą, skrajem lasu. Dość długo szukam cmentarza nr 360 Słupia. Według mapy leży na skraju lasu. Las się jednak przesuwa i przed cmentarzem rosną już dość duże młodniki.





Znów przyjemny zjazd, tym razem do doliny Tarnawki. Jadę szeroką doliną, przez pola i rozrzucone zagrody. Po prawej widać coraz częściej i bliżej wysokie, zalesione kopy. To już Beskid Wyspowy. Jadąc do Szyku zbliżam się do góry Kostrzy. Na odcinku pomiędzy Szykiem a Nowym Rybiem jadę granicą Beskidu Wyspowego.
W Szyku zatrzymuję się na chwilę przed zabytkowym kościołem św. Stanisława Biskupa Męczennika i św. Barbary Męczennicy.


Podjazd z Szyku do Nowego Rybia jest atrakcyjny widokowo. Bogatsza rzeźba terenu, mieszanka lasów, pól i pastwisk powodują, że czuć klimat gór, Beskidów. Gdzieś na tym odcinku spomiędzy drzew wybiegło na mnie stadko kóz. Każda inna, w różnym wieku i ubarwieniu. Od młodych podskakujących kózek do starych brodatych kozłów. Za nimi oczywiście pojawił się pasterz z psem. Pozytywne spotkanie, aż chciało się dalej rzeźbić pod górę.
Nowe Rybie rozłożone jest na grzbietach. Kościół Znalezienia Krzyża Świętego i Trójcy Świętej stoi na siodle między zalesionymi kopkami.


Nowe Rybie było najwyższym punktem dzisiejszej wycieczki. Teraz powinienem mieć przez dłuższy czas w dół. Koło szkoły odbijam w prawo i zjeżdżam do dolinki, którą miałem przekroczyć. Zjechałem złą drogą. Przejechałem przez potok i zanim się zorientowałem zacząłem szutrówką podjeżdżać na stoki Pasierbeckiej Góry. Tego nie było w planie. Wracam do potoku i na skróty idę korytem do pobliskiego mostku z właściwa drogą. Oczywiście trafiłem na wyjątkowo kręty i skalisty odcinek koryta. Mocno się nagimnastykowałem, żeby przeprowadzić rower przez zakręty, baniory, głazy, zwisające gałęzie i krzaki. Wyszedłem na łąkę powyżej potoku. Już widziałem drogę ale oddzielał mnie od niej następny jar bocznego dopływu. Rzadko spotyka się w Beskidach tak urwiste jary. Choć miał głębokość tylko jakieś 3 metry nie dało się tego przejść. Znów do głównego potoku gdzie na zarośniętej łące boczny potoczek już jest zwykłą strugą, pod most i nasypem stromo do góry. Asfalt. Fajne są takie przeprawy, ale zajmują trochę czasu...
Przy następnej szkole, tym razem w Kamionnej, odbijam w lewo, żeby jak najdłużej jechać grzbietem. Po kilkuset metrach spotykam na łące kapliczkę - pomnik w kształcie słupa.


Nasi wygrali...


Płynny, przyjemny zjazd do doliny i głównej drogi. Po krótkim i łagodnym podjeździe jestem na skrzyżowaniu w Ujeździe. Zatrzymuję się przy sklepie i kupuję coś do picia. Teraz będę jechał grzbietem, lekko w dół. Postanawiam przy najbliższej okazji zrobić postój na "obiad". Zatrzymuję się w dość ładnym i widokowym miejscu na miedzy, poniżej szosy. Robię kanapki, piję dużo Piwniczanki.
Jest już dość późno. Czas powoli kierować się ku domowi, raczej już bez zwiedzania. Jadę na Muchówkę i podjeżdżam na Paprotną z Kamieniami Brodzińskiego. Dawno tam nie byłem, więc wjeżdżam w las, na wzgórze. W okolicy kręci się dużo spacerowiczów. Przy szosie jest parking i wybudowali karczmę. Szybko oglądam kamienie. Jest gorąco i latają komary.



Krótki terenowy zjazd po lesie i znów jestem na szosie. Do Lipnicy Murowanej jest mocno w dół. Po drodze widoki na pasmo Śpilówki.



Na rynku w Lipnicy dużo samochodów i ludzi. Jem smacznego loda i jadę dalej w dół doliny Uszwicy. Staram się jechać najprostsza drogą, bez niepotrzebnych podjazdów i w miarę możliwości głównych, ruchliwych szos. Podjeżdżam szosą w kierunku Tymowej, ale na górze odbijam w boczną dróżkę, która idzie oszczędnie, po grzbiecie. Nie tracąc wysokości przeskakuję szosę na Brzesko i dalej faliście, grzbietami przebijam się do Łoniowej. Ładny odcinek otwartymi polami i przez zabudowania wsi. Przed zjazdem do Łoniowej w widokowym miejscu robię kilka zdjęć. Widać już znajome grzbiety Pogórza bliższe Tarnowa. Wzgórza z lasami i polami dojrzewającego zboża wyglądają pięknie.



Pozostał mi dojazd do Tarnowa. Zjeżdżam w dół doliny Niedźwiedzia do Dębna i dalej główną szosą E4. Dzięki autostradzie nie ma na niej dużego ruchu i jedzie się całkiem przyjemnie. Wojnicz, Dunajec, ścieżki rowerowe ulicy Krakowskiej i jestem w domu.
Dobrze spędzony turystyczny dzień.

PS Gdzieś na trasie trąbił na mnie jeszcze drugi samochód. Nie wiem kto to był, pewnie się nie dowiem...


Kategoria Na cały dzień

Do krzyża i Jodłówka

  d a n e    w y j a z d u 39.50 km 0.00 km teren 01:38 h Pr. śr.:24.18 km/h Pr. max:41.48 km/h Podjazdy: 80 m Rower:Marin
Sobota, 6 lipca 2013 | dodano: 08.07.2013

Trasa: Tarnów - Skrzyszów [dol. Wątoku] - os. Olszyna - krzyż - Pogórska Wola - Jodłówka - Wola Rzędzińska - Tarnów, dworzec PKP - dom
Pogoda: Częściowe zachmurzenie, temp. 25-23°C, bezwietrznie, średnia widoczność

Po umyciu i nasmarowaniu roweru wyjechałem pod wieczór na krótka trasę. Pogoda przyjemna, ciepło, sucho, słaby wiatr. Jechało mi się bardzo lekko i płynnie. Na drogach mały ruch, po wsiach cicho i spokojnie. Nic się nie dzieje.
Pod krzyżem usłyszałem od wschodu daleki grzmot burzy. Nie była groźna. Wracając w stronę Tarnowa jechałem pod słońce.
W Tarnowie pojechałem jeszcze na dworzec, sprawdzić przed planowaną na jutro wycieczką godzinę odjazdu pociągu. Wracałem przez rynek, gdzie trwała impreza, miał być jakiś koncert. Tłok, hałas, policja itp. Przeprowadziłem rower i od razu pojechałem dalej do domu.


Kategoria Szybki wypad w wolnej chwili

Dzwonkówka

  d a n e    w y j a z d u 77.50 km 14.60 km teren 04:48 h Pr. śr.:16.15 km/h Pr. max:43.09 km/h Podjazdy:1100 m Rower:Marin
Czwartek, 4 lipca 2013 | dodano: 25.07.2013

Trasa: Nowy Sącz - Stary Sącz - Gołkowice - Skrudzina - dol. Jaworzynki - przeł. między Skałką a Jasiennikiem (ok. 1100 m) - przeł. przed Rokitą - przeł. Przysłop (832 m) - Dzwonkówka [trawers] (ok. 960 m) [szlak żółty] - Jaworzynka [trawers] (ok. 920 m) [szlak zielony] - Tylmanowa - Zabrzeż - Łącko - Jazowsko - Kadcza - Podegrodzie - Stadła - Świniarsko - Chełmiec - Nowy Sącz
Pogoda: Słonecznie, bezchmurnie, temp. 30-20°C, lekki wiatr W, średnia widoczność

Trudniejsza wycieczka górska w Pasmo Radziejowej. Dzień gorący i słoneczny.
Do nabrania wysokości wykorzystałem klasyczną drogę leśną na Przehybę. Jadąc przez Skrudzinę i Gaboń powoli nabierałem wysokości i przyzwyczajałem się do podjazdu. W lesie już ostrzej do góry. Przede mną jechał młody chłopak, chyba na rowerze szosowym. Zniknął mi dość szybko a ja skupiłem się na walce z podjazdem. Mijałem ludzi schodzących w dół ze spaceru po lesie. Dość często zatrzymywałem się, żeby chwilę odpocząć i napić się wody. Forma raczej słaba...
Na wyjeździe z doliny mignął mi gdzieś z przodu towarzysz podjazdu. Nie mogłem go dogonić, ale co jakiś czas miałem go w zasięgu wzroku.
Zatrzymałem się przy kamieniu św. Kingi. Tutaj odbijałem z drogi na Przehybę. Po odpoczynku wydrapałem się na przełęcz pod Skałką.


Po dłuższym, chwilami mocno kamienistym zjeździe znalazłem się w okolicach przełęczy Przysłop. Grzbiet (i szlak pieszy) idzie tutaj przez kilka hopek. Na przełęczy kilka gospodarstw, ludzie krzątający się przy domach. Na mojej trasie teraz stromy szczyt Dzwonkówki. Początkowo jadę polną drogą po piachu, później po kamieniach, później trawersem, skrajem lasu. Nie da się jechać, z trudem pcham rower. Przy skrzyżowaniu ze szlakiem żółtym robię postój. Jem batona, popijam wodą, czuję osłabienie. Atakują muchy i gzy.
Teraz można już jechać. Mijam turystę odpoczywającego przy ścieżce. Wyjeżdżam na podszczytową polanę.


Trasa prowadząca grzbietem w kierunku Jaworzynki i Koziarza jest mocno pofalowana, miejscami zarośnięta, są miejsca strome i kamieniste, nie nadające się dla mnie do jazdy. Góra - dól, las polana, osiedle. Przejeżdżając przez osiedle Złotne (chyba) mijam samochód terenowy i wóz drabiniasty. Młodszy z idących za wozem mężczyzn rozmawia ze mną chwilę - skąd i dokąd jadę itd. Powyżej osiedla napotykam spowalniacze w postaci rosnących nad drogą borówek. Pyszne.

Widok w kierunku najwyższych partii pasma:


Widzę, że jest już późno i sił coraz mniej. Jadę dalej, zdając sobie sprawę, że nie dojadę raczej do końca grzbietu. Spotykam trójkę turystów w tym małego chłopca.

Widok na Pieniny i majaczące Tatry:


Po dłuższym podjeździe przez pola docieram pod Jaworzynkę. Odchodzi tutaj w dół szlak do doliny Dunajca, do Tylmanowej. Nie chcę tam jeszcze zjeżdżać, ale na Jaworzynce gubię szlak i chcąc, nie chcąc jednak zjeżdżam. Długo w dół. Zmienne nachylenie. W większości da się jechać. Obręcze się grzeją, dłonie się męczą, widoki się zmieniają, wysokości szybko ubywa. Dojeżdżam do pól nad doliną. Słońce zachodzi ładnie oświetlając zbocza. Widać Gorce za rzeką.



Bardzo stromy odcinek poniżej tego miejsca pokonuję na piechotę. Przejeżdżam przez pola i osiedla, kładka i jestem na głównej szosie. Teraz już tylko szosowy powrót, płasko, wzdłuż Dunajca. Jadę średnim tempem na jakie pozwala mi zmęczenie. Rozglądam się za wodą, która mi się już dawno skończyła. Wraz ze zmrokiem, bez wody, docieram do domu.
Nie udało się zrealizować planu w całości, ale spędziłem kilka godzin w górach. Dzisiejsza trasa przypomniała mi, że góry to góry i mogą dać w kość, ale też uraczyć kalejdoskopem pięknych miejsc i transem wędrowania.


Kategoria Po robocie

Łomnica Zdrój

  d a n e    w y j a z d u 59.90 km 10.50 km teren 03:20 h Pr. śr.:17.97 km/h Pr. max:46.65 km/h Podjazdy:730 m Rower:Marin
Środa, 3 lipca 2013 | dodano: 03.07.2013

Trasa: Nowy Sącz - Nawojowa - Frycowa - Homrzyska - Złotne - Sokołowska Góra (1028 m) - główny grzbiet - Hala Martynowa [trawers głownego grzbietu] - dol. Małej Łomniczanki - Łomnica Zdrój - Piwniczna - Głębokie [lewy brzeg] - Rytro - Życzanów [prawy brzeg] - Barcice [lewy brzeg] - Nowy Sącz
Pogoda: Słonecznie, obłoki i większe chmury, upał, temp. 30-25°C, lekki wiatr SE, później bez wiatru, średnia widoczność

Wycieczka terenowa z przejazdem przez główny grzbiet Pasma Jaworzyny Krynickiej. W planie miałem zjazd do Łomnicy Zdroju upatrzonym grzbietem z polanami i szałasami. Niestety tego elementu wycieczki nie zrealizowałem.
Wyjazd z miasta w upale, wśród samochodów. Po skręcie w dolinę Homerki ruch ustał. Zacząłem nabierać wysokości. Za wsią Złockie dość stromy odcinek w lesie, wzdłuż potoku. Dojeżdżam do skrzyżowania leśnych dróg i zaczynam trawers Sokołowskiej Góry. Wcześniej na mapie wypatrzyłem skrót do szlaku żółtego, którym miałem dostać się na główny grzbiet. Znalazłem to odbicie koło ambony. Droga niestety była rozjeżdżona przez zwózkę drzewa. Zryta ziemia, powywracane kamienie, rozrobione lepkie błoto. Prowadząc rower pod górę minąłem się ze zjeżdżającą z góry maszyną do niszczenia lasu, ciągnącą po błocie pęk długich pni. Ślady zwózki towarzyszyły mi prawie do głównego grzbietu. Trochę jechałem, trochę prowadziłem.
Rozpadlina na Sokołowskiej Górze:



Wkrótce dotarłem do czerwonego szlaku. Krótki zjazd na E i napotkaną drogą w kierunku Hali Martynowej. Tam nabrałem wody z potoczku i rozglądałem się za dalszą trasą. Niestety popełniłem błąd trzymając się drogi trawersującej zbocze. Trzeba było odbić w kopkę lasu poniżej polany. Klucząc trawersem i krętymi odcinkami zacząłem zjeżdżać do doliny. Już wiedziałem, że jadę źle. Trudno, nie będę się wracał pod górę, tym bardziej, że wtedy nie znałem prawidłowej drogi. Droga dobiła do potoku i ostro schodziła wzdłuż niego w dół. Miejscami musiałem zsuwać się, zamiast jechać. Tylna opona jest prawie łysa i nie trzymała na dość dużych kamieniach. Za placem drzewnym zaczęła się lepsza szutrówka wysypana drobnym, dość niebezpiecznym gryzem.
Pora na następne tankowanie:


Dalej w dół, ostro. Zacząłem poznawać miejsca. Teraz już asfaltem aż do Popradu. Przez wieś zjeżdżałem spokojnie, prawie nie pedałując, oglądając otoczenie. I tak prędkość nie spadała poniżej 25-27 km/h.
Na skrzyżowaniu koło Popradu Polacy zaczynają przebudowę drogi, dostosowując ją do budowanego przez Słowaków mostu. W Piwnicznej kolejna budowa. Musiałem ominąć górą, alejkami parku, zamknięty odcinek drogi na prawym brzegu rzeki. Praca wre.
Zatrzymałem się przy źródle Piwniczanki.


Po ciężkim odcinku po górach, w upale bardzo przyjemnie siedziało się przy zimnej Piwniczance. Słońce wyszło zza chmury. Siedziałem na ławce, po jednej stronie oparty o kosz rower, po drugiej na ławce plecak. Przebiegła dziewczyna, napiła się wody i zawróciła, przejechało kilkoro rowerzystów. Później nadjechała wesoła grupa rowerzystek, ubranych w jednakowe, zielone koszulki. Wołają "Pozdrawiamy biegaczy i jeżdżących na rowerze.". Gdy zaczęły machać rękami, zrozumiałem, że to było do mnie. Odmachałem. Bardzo sympatycznie...
Powrót znanymi drogami wzdłuż Popradu. Unikałem głównej szosy i samochodów. Nie spieszyłem się.
Budowane w Piwnicznej baseny wyglądają na ukończone, ale chyba jeszcze nie otwarte. Zrobili nowy asfalt, parking. Trwają jeszcze jakieś prace na placu, pewnie większe parkingi.
Udana wycieczka. Cel szczegółowy nie został osiągnięty, ale trasa przez góry, pogoda, lato dały mi dużo satysfakcji.


Kategoria Po robocie

Pętla przez Kamianną

  d a n e    w y j a z d u 65.20 km 0.00 km teren 02:47 h Pr. śr.:23.43 km/h Pr. max:69.14 km/h Podjazdy:570 m Rower:Marin
Wtorek, 2 lipca 2013 | dodano: 02.07.2013

Trasa: Nowy Sącz - Nawojowa - Łabowa - Kotów - przeł. (ok. 680 m) - Kamianna - Polany - Florynka - Kąclowa - Grybów - Cieniawa (ok. 530 m) - Mystków - Kunów - Nowy Sącz
Pogoda: Słonecznie, obłoki, temp. ok. 25°C, bezwietrznie lub lekki wiatr SE, średnia widoczność

Szosowa wycieczka w piękny, typowo letni dzień. Ciepło i słonecznie, prawie bez wiatru.
Najpierw dłuższy odcinek główną szosą do Łabowej. Nie spieszyłem się, powoli nabijałem kilometry. Ruch raczej mały, samochody wyprzedzały mnie kulturalnie.
W dolinie Kotowa ruch prawie zamarł. Zrobiło sie chłodniej. We wsi mijam grupkę dzieci. Witają mnie "Dzień dobry" i pytają o trasę. Nie zatrzymując się odpowiadam i jadę na podjazd. Wyjazd na przełęcz poszedł dość sprawnie, pod koniec najbardziej stromego odcinka musiałem zredukować na 1-2.
Zjazd do Kamiannej w lesie wycisnął mi z oczu łzy, więc niewiele widziałem. Mimo to, nie była to jeszcze największa szybkość na trasie. Spokojnie zjeżdżam do Polan i dalej do Grybowa. We Florynce trwa remont mostu na Binczarówce. Przejechałem szutrową drogą zastępczą.
Gdzieś po drodze znów zaczepiły mnie dzieci jedzące pod sklepem lody. Wymieniłem "Dzień dobry" z każdym z osobna. Widać, że dzieci są odprężone po zakończeniu roku szkolnego ale jeszcze nie znudzone wakacjami. Aż dziwne, że nadal, mimo internetu, gier, komputerów itp. widok rowerzysty jest lokalną atrakcją...
Przejeżdżając przez Kąclową zatrzymałem się pod drewnianym kościołem św. Wojciecha. Kościół nie jest zbyt stary, został wybudowany w latach 20-tych XX w. w związku z powstającą w Kąclowej parafią.



Z Grybowa podjechałem główną szosą na Cieniawę i falistą drogą przez Mystków zjechałem do Sącza. Na ściance w Mszalnicy, trochę hamując, osiągnąłem największa szybkość na wycieczce.


Kategoria Po robocie

Zalasowa

  d a n e    w y j a z d u 35.80 km 0.00 km teren 01:39 h Pr. śr.:21.70 km/h Pr. max:46.60 km/h Podjazdy:150 m Rower:Matrix
Niedziela, 30 czerwca 2013 | dodano: 02.07.2013

Trasa: Tarnów - Skrzyszów - Szynwałd - Zalasowa (ok. 350 m) - os. Dolce - krzyż - os. Olszyna [droga nad Skrzyszowem] - Skrzyszów - Tarnów
Pogoda: Zachmurzenie częściowe i całkowite, temp. 18-16°C, chłodny, średni wiatr W, średnia widoczność

Poobiednia, niedzielna przejażdżka. Rano było słońce i zapowiadał się ładny, słoneczny i prawie upalny dzień. Po 12:00 nadciągnął front z lekkim deszczem, chmurami i wyraźnym ochłodzeniem. Później już nie padało.
W stronę Szynwałdu pchał mnie wiatr. Później w dolinie nie było go specjalnie czuć. Zjazd z Zalasowej prowadzi odkrytym grzbietem, więc trochę wiatr przeszkadzał. Powrót już pod wiatr, chwilami porywisty.

Bujna, czerwcowo-lipcowa roślinność w Zalasowej.


Kategoria Szybki wypad w wolnej chwili

Mokra Wieś

  d a n e    w y j a z d u 51.30 km 0.50 km teren 02:24 h Pr. śr.:21.38 km/h Pr. max:54.29 km/h Podjazdy:410 m Rower:Marin
Czwartek, 27 czerwca 2013 | dodano: 27.06.2013

Trasa: Nowy Sącz - dz. Strugi - Świniarsko - Stadła [dol. Brynarki] - Krzaki Gostwickie - Mokra Wieś - Stronie - Przyszowa - droga wzdłuż górnej Gostwiczanki - Wysokie (ok. 640m) - Trzetrzewina - Chochorowice - Brzezna [obwodnica] - Stary Sącz, os. Kamieniec - Nowy Sącz
Pogoda: Zachmurzenie całkowite, ciemne chmury, temp. ok. 15°C; bezwietrznie, słaba widoczność

Pierwsza przejażdżka po dłuższej przerwie. Pogoda w tym tygodniu była słaba, po południu przeważnie padało. Dzisiaj, mimo ciemnych i niskich chmur, ale zgodnie z wyrocznią, nie padało. Trasa znana po widokowych wzgórzach Beskidu Wyspowego. Widoków raczej nie było, ale przydało mi się trochę ruchu.

Widok na smutną i zasnutą Kotlinę Sądecką znad Brzeznej:


Z tego miejsca zjechałem drogą koło kościoła i cmentarza do Brzeznej. Fajne serpentynki, kiedyś spróbuję tędy podjechać.
W polach łąki skoszone, miejscami leży ścięta trawa albo stoją kopki. Kwitną lipy. Tylko pogoda jakaś taka czerwcowa...


Kategoria Po robocie

Olchon

  d a n e    w y j a z d u 51.00 km 51.00 km teren h Pr. śr.: km/h Pr. max:0.00 km/h Podjazdy:790 m Rower:Inny
Niedziela, 9 czerwca 2013 | dodano: 12.03.2014

Trasa: Chużir - jez. Szara-Nur - przeł. ok. 830 m - osada Jalga [dol. na SW] - przeł. ok. 750 m - farma U Semi Sosen [główna szosa] - Chużir
Pogoda: Słonecznie, obłoki, temp. ok. 15°C, dobra widoczność

Popołudniowa, niedzielna wycieczka po wyspie Olchon, leżącej na jeziorze Bajkał. Był to ostatni dzień mojego pobytu w tym miejscu, więc chciałem koniecznie pozwiedzać trochę okolicy na rowerze. Rano była pochmurna, lekko deszczowa pogoda, postanowiłem więc przełożyć wyjazd na popołudnie. Upatrzona wcześniej w centrum Chużiru wypożyczalnia rowerów okazała się nieczynna, musiałem więc wrócić na kwaterę i skorzystać z bliższej, ale droższej wypożyczalni. Szkoda mi było trochę czasu na takie manewry, ale nie było rady. Przynajmniej pogoda stawała się z czasem coraz lepsza.
W wypożyczalni starszy pracownik poczęstował mnie herbatą a młodszy, mówiący po angielsku, zajął się przygotowaniem roweru. Coś tam posprawdzał przy hamulcach i przerzutkach, pędzlem umoczonym w smarze przejechał łańcuch i kasetę. W tym czasie zapoznałem się z wiszącą na ścianie instrukcją obsługi roweru.
Rower był średniej jakości, ale miał tarczowe hamulce. Będę miał pierwszą w życiu okazję wypróbowania tego wynalazku. Niestety wybór rowerów był niewielki i na trasie potwierdziły się moje obawy o rozmiar roweru. Był dla mnie za mały. W tych okolicznościach nie miało to decydującego znaczenia i starałem się nie zwracać na to uwagi. Nie było to trudne, bo radość z jazdy po egzotycznej trasie zajmowała całą moją uwagę.
Zapłaciłem 500 rubli (w tej drugiej wypożyczalni zapłaciłbym tylko 300) i zostawiłem dowód osobisty jako zastaw. Wychodząc przeczytałem jeszcze ostrzeżenie dla turystów: "Nie jeździj na rowerze, aby zachować siły na picie piwa i wódki. Administracja". Cytat z pamięci w moim tłumaczeniu.
Przemknąłem przez szerokie ulice wsi i wbiłem się w drogę prowadzącą na pokryte stepem wzgórza. Czekał mnie dłuższy podjazd przez las i łąki. Nad lasem wyprzedziłem parę młodych rowerzystów. Miałem nadzieję, że jadą tą samą trasą i będzie mi raźniej, ale dość szybko zeszli z rowerów i zaczęli je prowadzić.
Widoki na Chużir i północną, zalesioną część wyspy:
Widok na Chużir
Widok na N
Bez forsowania się wyjechałem na szczyt pierwszego wzgórza, jakieś 640 m n.p.m. i około 180 m ponad poziom jeziora.
Wzgórze
Odpocząłem, zrobiłem zdjęcia, oglądnąłem widoki, mapę i wygrzałem się w słońcu. Piękne miejsce i czekająca mnie samodzielna jazda przez nieznane mi tereny wprawiły mnie w dobry nastrój i przyjemny stan. Przed siebie, dalej...
Po zjeździe ze szczytu (hamulce tarczowe działały całkiem dobrze), dłuższy czas miałem jechać niby doliną, lekko w górę, do granicy lasu, który pokrywa tereny powyżej strefy stepów. Olchon jest suchy, opady roczne to około 200 mm. Płynąca po powierzchni woda jest rzadkością, tak jak i klasyczne doliny. Podłoże jest żwirkowo-piaszczyste, nie ma więc błota, rzadko pojawiają się na drodze kamienie. Po większości dróg, którymi jechałem mogą poruszać się nawet samochody osobowe.
Jechałem przez pustki, przez szare, zaczynające się zielenić stepy. Zatrzymywałem się na zdjęcia i dla sprawdzenia mapy. Minął mnie jeden samochód. Ludzi brak. Tak dotarłem do granicy lasu. Droga przez las prowadziła dość stromo w górę na niewielką przełęcz.
Podjazd na przełęcz
Dość szybki zjazd po piaszczystej drodze doprowadził mnie do łagodnej, rozległej dolinki z bezodpływowym, błotnistym jeziorkiem Szara-Nur. Jego woda a szczególnie błoto ma podobno właściwości lecznicze. Poza tym ciekawostką geograficzną jest, że Szara-Nur leży na wyspie, leżącej na jeziorze.
Jeziorko Szara-Nur
W otoczonej lasami kotlince panuje całkowita cisza. Oprócz jednej kwaczącej od czasu do czasu na wodzie kaczki nie widać żadnych ludzi ani zwierząt.
Święte miejsce nad jeziorkiem. Cała wyspa Olchon jest według szamanizmu miejscem świętym.
Święte miejsce nad jeziorkiem Szara-Nur
Zjeżdżam trochę poniżej, na E. Zatrzymuję się na odpoczynek. Dalsza droga, według mapy, prowadzi do wschodniego brzegu wyspy. Nie mam niestety czasu tam zjeżdżać. Muszę trzymać się łagodniejszego, zachodniego brzegu, nad którym mam kwaterę. Ruszam więc w górę na kolejną przełęcz w umownym dziale wodnym wyspy. Podjazd dość krótki i przewyższenie niewielkie. Za to na druga stronę czeka mnie długi, widokowy zjazd przez step do osady Jalga. Górny odcinek jest stromy, trzeba uważać. Później już sama przyjemność. Nie rozpędzam się, żeby dłużej cieszyć się siłą grawitacji i widokami.
Zjazd do Jalgi
Zjazd do Jalgi
Nie dojeżdżając do osady odbijam w górę rozległej, łagodnej doliny, ciągnącej się na SW. Droga na przełęcz ciągnie się jakieś 3 km. Rzut oka wstecz...
Dolina nad Jalgą
... i w górę doliny:
Dolina nad Jalgą
Tym razem nie jestem sam. Na mojej drodze widzę kilka punktów. Po kilkunastu minutach rozpoznaję kilka koni. One mnie też zauważyły i stoją teraz zwrócone przodem do mnie. Zmęczony podjazdem nie zastanawiam się jak między nimi przejadę. Gdy jestem w odległości jakichś 500 m ruszają z kopyta i galopem omijają mnie szerokim łukiem. Teraz są za mną, bliżej swojej osady. I dobrze...
Konie w dolinie nad Jalgą
Ostatni odcinek przed przełęczą jest stromy i nie dają rady podjechać. Wyprowadzam rower i robię kolejny odpoczynek. Następne piękne miejsce.
Przełączka nad Jalgą
Za przełączką trochę kluczę, szukając drogi. Wygodna droga znów próbuje mnie ściągnąć na południowy brzeg wyspy... Zaczyna się kolejny zjazd przez trochę bardziej obfite w trawę łąki. Nawierzchnia równa i miękka, nie trzeba zbytnio skupiać wzroku na przednim kole.
Zjazd nad jezioro
Pode mną lśniący w dole Bajkał:
Zjazd nad jezioro
Mijam zaniedbane gospodarstwo "U Semi Sosen", przekraczam główną szosę wyspy i na przełaj zjeżdżam nad wodę.
Odpoczynek nad jeziorem
Dochodzę do siebie po mieszance grawitacyjnej jazdy i widoków.
Przede mną powrót główną szosą. Powoli jakoś dojadę, trasa jest prosta, tylko pagórkowata. Zmęczenie i mała rama roweru dają się we znaki.
Słońce coraz niżej, ale zmierzch jest tutaj późno. Nie tyle ze względu na szerokość geograficzną (taką jak np. w Bydgoszczy), ale przez długi dzień w czerwcu i specyficzne położenie w ramach strefy czasowej (jak np. Francja).
Ruch prawie żaden, ale staram się zjeżdżać na bok, gdy coś nadjeżdża. I tak nie obywa się bez klaksonów.
Powrót szosą
Szosa jest sucha, ale po deszczach sprzed paru dni wyjeżdżona przeważnie tylko jednym pasem. Reszta szerokości to zaschnięta krucha skorupa, łamiąca się pod kołami.
Powrót szosą
Powrót szosą
Kolejne podjazdy i zjazdy umilają widoki. Drogi powoli ubywa. W końcu pojawiają się znane mi okolice Chużiru. Pełna satysfakcja...
Widać już Chużir

PS Jazda bez licznika.
PS Na Olchonie łatwo wyliczyć długość trasy przejechanej w terenie - na całej wyspie nie ma ani metra asfaltu. Ale to się pewnie niedługo zmieni...
PS Długo zwlekałem z tym wpisem. Lepiej późno...
PS Niektóre zdjęcia są trochę przeostrzone i przecukierkowane przez mój ulubiony serwis zdjęciowy photo.bikestats.eu.


Kategoria Szybki wypad w wolnej chwili