Łomnica Zdrój
d a n e w y j a z d u
59.90 km
10.50 km teren
03:20 h
Pr. śr.:17.97 km/h
Pr. max:46.65 km/h
Podjazdy:730 m
Rower:Marin
Trasa: Nowy Sącz - Nawojowa - Frycowa - Homrzyska - Złotne - Sokołowska Góra (1028 m) - główny grzbiet - Hala Martynowa [trawers głownego grzbietu] - dol. Małej Łomniczanki - Łomnica Zdrój - Piwniczna - Głębokie [lewy brzeg] - Rytro - Życzanów [prawy brzeg] - Barcice [lewy brzeg] - Nowy Sącz
Pogoda: Słonecznie, obłoki i większe chmury, upał, temp. 30-25°C, lekki wiatr SE, później bez wiatru, średnia widoczność
Wycieczka terenowa z przejazdem przez główny grzbiet Pasma Jaworzyny Krynickiej. W planie miałem zjazd do Łomnicy Zdroju upatrzonym grzbietem z polanami i szałasami. Niestety tego elementu wycieczki nie zrealizowałem.
Wyjazd z miasta w upale, wśród samochodów. Po skręcie w dolinę Homerki ruch ustał. Zacząłem nabierać wysokości. Za wsią Złockie dość stromy odcinek w lesie, wzdłuż potoku. Dojeżdżam do skrzyżowania leśnych dróg i zaczynam trawers Sokołowskiej Góry. Wcześniej na mapie wypatrzyłem skrót do szlaku żółtego, którym miałem dostać się na główny grzbiet. Znalazłem to odbicie koło ambony. Droga niestety była rozjeżdżona przez zwózkę drzewa. Zryta ziemia, powywracane kamienie, rozrobione lepkie błoto. Prowadząc rower pod górę minąłem się ze zjeżdżającą z góry maszyną do niszczenia lasu, ciągnącą po błocie pęk długich pni. Ślady zwózki towarzyszyły mi prawie do głównego grzbietu. Trochę jechałem, trochę prowadziłem.
Rozpadlina na Sokołowskiej Górze:
Wkrótce dotarłem do czerwonego szlaku. Krótki zjazd na E i napotkaną drogą w kierunku Hali Martynowej. Tam nabrałem wody z potoczku i rozglądałem się za dalszą trasą. Niestety popełniłem błąd trzymając się drogi trawersującej zbocze. Trzeba było odbić w kopkę lasu poniżej polany. Klucząc trawersem i krętymi odcinkami zacząłem zjeżdżać do doliny. Już wiedziałem, że jadę źle. Trudno, nie będę się wracał pod górę, tym bardziej, że wtedy nie znałem prawidłowej drogi. Droga dobiła do potoku i ostro schodziła wzdłuż niego w dół. Miejscami musiałem zsuwać się, zamiast jechać. Tylna opona jest prawie łysa i nie trzymała na dość dużych kamieniach. Za placem drzewnym zaczęła się lepsza szutrówka wysypana drobnym, dość niebezpiecznym gryzem.
Pora na następne tankowanie:
Dalej w dół, ostro. Zacząłem poznawać miejsca. Teraz już asfaltem aż do Popradu. Przez wieś zjeżdżałem spokojnie, prawie nie pedałując, oglądając otoczenie. I tak prędkość nie spadała poniżej 25-27 km/h.
Na skrzyżowaniu koło Popradu Polacy zaczynają przebudowę drogi, dostosowując ją do budowanego przez Słowaków mostu. W Piwnicznej kolejna budowa. Musiałem ominąć górą, alejkami parku, zamknięty odcinek drogi na prawym brzegu rzeki. Praca wre.
Zatrzymałem się przy źródle Piwniczanki.
Po ciężkim odcinku po górach, w upale bardzo przyjemnie siedziało się przy zimnej Piwniczance. Słońce wyszło zza chmury. Siedziałem na ławce, po jednej stronie oparty o kosz rower, po drugiej na ławce plecak. Przebiegła dziewczyna, napiła się wody i zawróciła, przejechało kilkoro rowerzystów. Później nadjechała wesoła grupa rowerzystek, ubranych w jednakowe, zielone koszulki. Wołają "Pozdrawiamy biegaczy i jeżdżących na rowerze.". Gdy zaczęły machać rękami, zrozumiałem, że to było do mnie. Odmachałem. Bardzo sympatycznie...
Powrót znanymi drogami wzdłuż Popradu. Unikałem głównej szosy i samochodów. Nie spieszyłem się.
Budowane w Piwnicznej baseny wyglądają na ukończone, ale chyba jeszcze nie otwarte. Zrobili nowy asfalt, parking. Trwają jeszcze jakieś prace na placu, pewnie większe parkingi.
Udana wycieczka. Cel szczegółowy nie został osiągnięty, ale trasa przez góry, pogoda, lato dały mi dużo satysfakcji.
Kategoria Po robocie