Lipiec, 2013
Dystans całkowity: | 677.20 km (w terenie 36.00 km; 5.32%) |
Czas w ruchu: | 33:55 |
Średnia prędkość: | 19.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.14 km/h |
Suma podjazdów: | 5700 m |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 52.09 km i 2h 36m |
Więcej statystyk |
Dzwonkówka
d a n e w y j a z d u
77.50 km
14.60 km teren
04:48 h
Pr. śr.:16.15 km/h
Pr. max:43.09 km/h
Podjazdy:1100 m
Rower:Marin
Trasa: Nowy Sącz - Stary Sącz - Gołkowice - Skrudzina - dol. Jaworzynki - przeł. między Skałką a Jasiennikiem (ok. 1100 m) - przeł. przed Rokitą - przeł. Przysłop (832 m) - Dzwonkówka [trawers] (ok. 960 m) [szlak żółty] - Jaworzynka [trawers] (ok. 920 m) [szlak zielony] - Tylmanowa - Zabrzeż - Łącko - Jazowsko - Kadcza - Podegrodzie - Stadła - Świniarsko - Chełmiec - Nowy Sącz
Pogoda: Słonecznie, bezchmurnie, temp. 30-20°C, lekki wiatr W, średnia widoczność
Trudniejsza wycieczka górska w Pasmo Radziejowej. Dzień gorący i słoneczny.
Do nabrania wysokości wykorzystałem klasyczną drogę leśną na Przehybę. Jadąc przez Skrudzinę i Gaboń powoli nabierałem wysokości i przyzwyczajałem się do podjazdu. W lesie już ostrzej do góry. Przede mną jechał młody chłopak, chyba na rowerze szosowym. Zniknął mi dość szybko a ja skupiłem się na walce z podjazdem. Mijałem ludzi schodzących w dół ze spaceru po lesie. Dość często zatrzymywałem się, żeby chwilę odpocząć i napić się wody. Forma raczej słaba...
Na wyjeździe z doliny mignął mi gdzieś z przodu towarzysz podjazdu. Nie mogłem go dogonić, ale co jakiś czas miałem go w zasięgu wzroku.
Zatrzymałem się przy kamieniu św. Kingi. Tutaj odbijałem z drogi na Przehybę. Po odpoczynku wydrapałem się na przełęcz pod Skałką.
Po dłuższym, chwilami mocno kamienistym zjeździe znalazłem się w okolicach przełęczy Przysłop. Grzbiet (i szlak pieszy) idzie tutaj przez kilka hopek. Na przełęczy kilka gospodarstw, ludzie krzątający się przy domach. Na mojej trasie teraz stromy szczyt Dzwonkówki. Początkowo jadę polną drogą po piachu, później po kamieniach, później trawersem, skrajem lasu. Nie da się jechać, z trudem pcham rower. Przy skrzyżowaniu ze szlakiem żółtym robię postój. Jem batona, popijam wodą, czuję osłabienie. Atakują muchy i gzy.
Teraz można już jechać. Mijam turystę odpoczywającego przy ścieżce. Wyjeżdżam na podszczytową polanę.
Trasa prowadząca grzbietem w kierunku Jaworzynki i Koziarza jest mocno pofalowana, miejscami zarośnięta, są miejsca strome i kamieniste, nie nadające się dla mnie do jazdy. Góra - dól, las polana, osiedle. Przejeżdżając przez osiedle Złotne (chyba) mijam samochód terenowy i wóz drabiniasty. Młodszy z idących za wozem mężczyzn rozmawia ze mną chwilę - skąd i dokąd jadę itd. Powyżej osiedla napotykam spowalniacze w postaci rosnących nad drogą borówek. Pyszne.
Widok w kierunku najwyższych partii pasma:
Widzę, że jest już późno i sił coraz mniej. Jadę dalej, zdając sobie sprawę, że nie dojadę raczej do końca grzbietu. Spotykam trójkę turystów w tym małego chłopca.
Widok na Pieniny i majaczące Tatry:
Po dłuższym podjeździe przez pola docieram pod Jaworzynkę. Odchodzi tutaj w dół szlak do doliny Dunajca, do Tylmanowej. Nie chcę tam jeszcze zjeżdżać, ale na Jaworzynce gubię szlak i chcąc, nie chcąc jednak zjeżdżam. Długo w dół. Zmienne nachylenie. W większości da się jechać. Obręcze się grzeją, dłonie się męczą, widoki się zmieniają, wysokości szybko ubywa. Dojeżdżam do pól nad doliną. Słońce zachodzi ładnie oświetlając zbocza. Widać Gorce za rzeką.
Bardzo stromy odcinek poniżej tego miejsca pokonuję na piechotę. Przejeżdżam przez pola i osiedla, kładka i jestem na głównej szosie. Teraz już tylko szosowy powrót, płasko, wzdłuż Dunajca. Jadę średnim tempem na jakie pozwala mi zmęczenie. Rozglądam się za wodą, która mi się już dawno skończyła. Wraz ze zmrokiem, bez wody, docieram do domu.
Nie udało się zrealizować planu w całości, ale spędziłem kilka godzin w górach. Dzisiejsza trasa przypomniała mi, że góry to góry i mogą dać w kość, ale też uraczyć kalejdoskopem pięknych miejsc i transem wędrowania.
Kategoria Po robocie
Łomnica Zdrój
d a n e w y j a z d u
59.90 km
10.50 km teren
03:20 h
Pr. śr.:17.97 km/h
Pr. max:46.65 km/h
Podjazdy:730 m
Rower:Marin
Trasa: Nowy Sącz - Nawojowa - Frycowa - Homrzyska - Złotne - Sokołowska Góra (1028 m) - główny grzbiet - Hala Martynowa [trawers głownego grzbietu] - dol. Małej Łomniczanki - Łomnica Zdrój - Piwniczna - Głębokie [lewy brzeg] - Rytro - Życzanów [prawy brzeg] - Barcice [lewy brzeg] - Nowy Sącz
Pogoda: Słonecznie, obłoki i większe chmury, upał, temp. 30-25°C, lekki wiatr SE, później bez wiatru, średnia widoczność
Wycieczka terenowa z przejazdem przez główny grzbiet Pasma Jaworzyny Krynickiej. W planie miałem zjazd do Łomnicy Zdroju upatrzonym grzbietem z polanami i szałasami. Niestety tego elementu wycieczki nie zrealizowałem.
Wyjazd z miasta w upale, wśród samochodów. Po skręcie w dolinę Homerki ruch ustał. Zacząłem nabierać wysokości. Za wsią Złockie dość stromy odcinek w lesie, wzdłuż potoku. Dojeżdżam do skrzyżowania leśnych dróg i zaczynam trawers Sokołowskiej Góry. Wcześniej na mapie wypatrzyłem skrót do szlaku żółtego, którym miałem dostać się na główny grzbiet. Znalazłem to odbicie koło ambony. Droga niestety była rozjeżdżona przez zwózkę drzewa. Zryta ziemia, powywracane kamienie, rozrobione lepkie błoto. Prowadząc rower pod górę minąłem się ze zjeżdżającą z góry maszyną do niszczenia lasu, ciągnącą po błocie pęk długich pni. Ślady zwózki towarzyszyły mi prawie do głównego grzbietu. Trochę jechałem, trochę prowadziłem.
Rozpadlina na Sokołowskiej Górze:
Wkrótce dotarłem do czerwonego szlaku. Krótki zjazd na E i napotkaną drogą w kierunku Hali Martynowej. Tam nabrałem wody z potoczku i rozglądałem się za dalszą trasą. Niestety popełniłem błąd trzymając się drogi trawersującej zbocze. Trzeba było odbić w kopkę lasu poniżej polany. Klucząc trawersem i krętymi odcinkami zacząłem zjeżdżać do doliny. Już wiedziałem, że jadę źle. Trudno, nie będę się wracał pod górę, tym bardziej, że wtedy nie znałem prawidłowej drogi. Droga dobiła do potoku i ostro schodziła wzdłuż niego w dół. Miejscami musiałem zsuwać się, zamiast jechać. Tylna opona jest prawie łysa i nie trzymała na dość dużych kamieniach. Za placem drzewnym zaczęła się lepsza szutrówka wysypana drobnym, dość niebezpiecznym gryzem.
Pora na następne tankowanie:
Dalej w dół, ostro. Zacząłem poznawać miejsca. Teraz już asfaltem aż do Popradu. Przez wieś zjeżdżałem spokojnie, prawie nie pedałując, oglądając otoczenie. I tak prędkość nie spadała poniżej 25-27 km/h.
Na skrzyżowaniu koło Popradu Polacy zaczynają przebudowę drogi, dostosowując ją do budowanego przez Słowaków mostu. W Piwnicznej kolejna budowa. Musiałem ominąć górą, alejkami parku, zamknięty odcinek drogi na prawym brzegu rzeki. Praca wre.
Zatrzymałem się przy źródle Piwniczanki.
Po ciężkim odcinku po górach, w upale bardzo przyjemnie siedziało się przy zimnej Piwniczance. Słońce wyszło zza chmury. Siedziałem na ławce, po jednej stronie oparty o kosz rower, po drugiej na ławce plecak. Przebiegła dziewczyna, napiła się wody i zawróciła, przejechało kilkoro rowerzystów. Później nadjechała wesoła grupa rowerzystek, ubranych w jednakowe, zielone koszulki. Wołają "Pozdrawiamy biegaczy i jeżdżących na rowerze.". Gdy zaczęły machać rękami, zrozumiałem, że to było do mnie. Odmachałem. Bardzo sympatycznie...
Powrót znanymi drogami wzdłuż Popradu. Unikałem głównej szosy i samochodów. Nie spieszyłem się.
Budowane w Piwnicznej baseny wyglądają na ukończone, ale chyba jeszcze nie otwarte. Zrobili nowy asfalt, parking. Trwają jeszcze jakieś prace na placu, pewnie większe parkingi.
Udana wycieczka. Cel szczegółowy nie został osiągnięty, ale trasa przez góry, pogoda, lato dały mi dużo satysfakcji.
Kategoria Po robocie
Pętla przez Kamianną
d a n e w y j a z d u
65.20 km
0.00 km teren
02:47 h
Pr. śr.:23.43 km/h
Pr. max:69.14 km/h
Podjazdy:570 m
Rower:Marin
Trasa: Nowy Sącz - Nawojowa - Łabowa - Kotów - przeł. (ok. 680 m) - Kamianna - Polany - Florynka - Kąclowa - Grybów - Cieniawa (ok. 530 m) - Mystków - Kunów - Nowy Sącz
Pogoda: Słonecznie, obłoki, temp. ok. 25°C, bezwietrznie lub lekki wiatr SE, średnia widoczność
Szosowa wycieczka w piękny, typowo letni dzień. Ciepło i słonecznie, prawie bez wiatru.
Najpierw dłuższy odcinek główną szosą do Łabowej. Nie spieszyłem się, powoli nabijałem kilometry. Ruch raczej mały, samochody wyprzedzały mnie kulturalnie.
W dolinie Kotowa ruch prawie zamarł. Zrobiło sie chłodniej. We wsi mijam grupkę dzieci. Witają mnie "Dzień dobry" i pytają o trasę. Nie zatrzymując się odpowiadam i jadę na podjazd. Wyjazd na przełęcz poszedł dość sprawnie, pod koniec najbardziej stromego odcinka musiałem zredukować na 1-2.
Zjazd do Kamiannej w lesie wycisnął mi z oczu łzy, więc niewiele widziałem. Mimo to, nie była to jeszcze największa szybkość na trasie. Spokojnie zjeżdżam do Polan i dalej do Grybowa. We Florynce trwa remont mostu na Binczarówce. Przejechałem szutrową drogą zastępczą.
Gdzieś po drodze znów zaczepiły mnie dzieci jedzące pod sklepem lody. Wymieniłem "Dzień dobry" z każdym z osobna. Widać, że dzieci są odprężone po zakończeniu roku szkolnego ale jeszcze nie znudzone wakacjami. Aż dziwne, że nadal, mimo internetu, gier, komputerów itp. widok rowerzysty jest lokalną atrakcją...
Przejeżdżając przez Kąclową zatrzymałem się pod drewnianym kościołem św. Wojciecha. Kościół nie jest zbyt stary, został wybudowany w latach 20-tych XX w. w związku z powstającą w Kąclowej parafią.
Z Grybowa podjechałem główną szosą na Cieniawę i falistą drogą przez Mystków zjechałem do Sącza. Na ściance w Mszalnicy, trochę hamując, osiągnąłem największa szybkość na wycieczce.
Kategoria Po robocie