Grzbiet Wielkiego Gronia
d a n e w y j a z d u
39.70 km
8.80 km teren
02:22 h
Pr. śr.:16.77 km/h
Pr. max:39.63 km/h
Podjazdy:570 m
Rower:Marin
Trasa: Nowy Sącz - Nawojowa - Frycowa - Homrzyska - Złotne - zbocza N Sokołowskiej Góry (ok. 870 m) - Wielki Groń (745 m) - Szcząb [trawers] (703 m) [grzbiet z kotą 544] - Frycowa - Nawojowa - [obwodnica] Nowy Sącz
Pogoda: Słonecznie, obłoki, temp. ok. 22°C, lekki wiatr E, dobra widoczność
Wyjazd w Pasmo Jaworzyny Krynickiej z terenowym zjazdem grzbietem pomiędzy potokami Homerką i Czaczowcem. Sucho, ciepło, wyraźny wschodni wiatr.
Wyjazd z miasta po wiatr, aż do skrętu we Frycowej. Podjeżdżam spokojnie doliną przez Złotne i bardziej stromo w las. Później znane, żmudne trawersy stokówką pod Sokołowska Górą. Od napotkania pieszego szlaku żółtego zaczynam zjazd. Początkowo "przycieśniany", stopniowo bardziej płynny. Na polanach za drzewami słychać głosy ludzi. Pojawia się czarny pies, który towarzyszy mi (czyli oszczekuje) przez kilkadziesiąt metrów.
Zatrzymuję się na wyrównaniu terenu. Widać dolinę z ostatnimi zabudowaniami Barnowca i zbocza Wierchu nad Kamieniem (1084 m):
Po krótkim odcinku leśnym znów wyjeżdżam na polany. Jest kapliczka i następne widoki.
Za wzniesieniem Wielkiego Gronia mijam polanę z osiedlem Pałyga. Za kolejnym rozglądam się za rozwidleniem. Grzbiet dzieli się tutaj na trzy mniejsze. Wcześniej wypatrzyłem na mapie wschodnią odnogę, którą chciałem zjechać. Odbiłem w lewo i zjeżdżałem dalej. Początkowo jadąc dość stromo przez las nie byłem pewien, czy nie spadnę od razu do doliny. Jednak gdy skończył się lasek wiedziałem, że jadę dobrze. Widać było odkryty grzbiet z kapliczką, zaznaczoną na dokładnej mapie Geoportalu. W tle Pasmo Czerszli i Tokarni już za doliną Kamienicy.
Wkrótce po przyjemnym, trawiastym zjeździe znalazłem się przy kapliczce. Miejsce jest puste, spokojne i piękne. Widokowy, odkryty punkt niższy od otaczających go wzniesień. Do tego majowa zieleń, ostre słońce i przyjemny wiatr. Zadowolony z odkrycia zatrzymuję się na dłuższą chwilę, robię kilka zdjęć.
Droga za kapliczką niknie i muszę na wyczucie szukać zjazdu do doliny. Kluczę po pastwiskach i w końcu po śladach ciągnika zjeżdżam do potoku. Przez podwórze jakiegoś gospodarstwa wydostaję się na asfaltową dróżkę. Wracam osiedlową drogą po lewej stronie Kamienicy, później już główną szosą. Z wiatrem, lekko i płynnie docieram do Sącza.
Cieszę się z odkrycia kapliczki - nowego, pięknego miejsca w Beskidach. Pewnie jest ich jeszcze trochę. Podobały mi się też terenowe zjazdy. Trzeba będzie powtarzać co jakiś czas ten typ wyjazdu: podjazd stokówkami i kombinowany zjazd nieoznakowanymi drogami. Patrząc na mapę jest w czym wybierać.
Kategoria Po robocie