Wzgórza Popowskie
d a n e w y j a z d u
47.00 km
5.00 km teren
02:27 h
Pr. śr.:19.18 km/h
Pr. max:62.22 km/h
Podjazdy:470 m
Rower:Marin
Trasa: Nowy Sącz - Nawojowa - Żeleźnikowa Mł. [droga leśna w górę doliny] - polana na grzbiecie (ok. 640 m) - os. Wzgórza Popowskie - Myślec - os. Zagórze - Barcice - Przysietnica (ok. 450 m) - Moszczenica Wyżna - Moszczenica Niżna - Stary Sącz - Nowy Sącz
Pogoda: Zachmurzenie zmienne, ciemne chmury z lekkim deszczem, później słonecznie, temp. 13-10°C, bez wiatru, średnia widoczność
Od północy ciągnęły dzisiaj ciemne chmury. Nie padało, ale gdy wyszedłem z domu zaczęło kropić. Pojechałem, mając nadzieję, że to przelotne opady. Jadąc do Nawojowej doganiałem chmurę deszczową. Szosa była lekko mokra, ale woda nie chlapała spod kół. Po skręcie na Żaleźnikową mokra droga szybko się skończyła - znów było sucho.
Żmudnym leśnym podjazdem dotarłem na grzbiet ponad Żeleźnikową. Pojawiło się słońce. Teraz rozpoczyna się mieszany, terenowo-asfaltowy zjazd, 400 metrów w pionie. Górna część prowadzi lasem. Droga jest przejeżdżona "na gładko". Ktoś jeździ samochodem do najwyższych osiedli, może kupili sobie samochód. Jeżeli tak, to z czasem pojawi się tutaj szutrówka i asfalt.
Niżej, wraz z asfaltem zaczyna się jazda otwartym, pokrytym polami grzbietem. Dużo przestrzeni, widoków i szybkiej płynnej jazdy po gładkiej nawierzchni.
Sowia Góra (613 m) z sąsiedniego grzbietu:
Zjazd przez Wzgórza Popowskie:
Między Wzgórzami Popowskimi a Myślcem muszę przejechać przez las. Droga jest gorsza - mokro, gałęzie, koleiny. Później krótki przejazd przez Myślec. Wypatrywałem drogi schodzącej do doliny na lewo. Coś znalazłem, ale nie zdecydowałem się dzisiaj tam zjechać. Znaną trasą, po grzbiecie dojechałem do końca, nad samym brzegiem Popradu. Cały zjazd to czysta przyjemność.
W drugiej części wycieczki postanowiłem odwiedzić dwie połączone szosą doliny - Przysietnicy i Moszczenicy. Na obwodnicy Starego Sącza wyprzedziły mnie dwa wozy strażackie. Zaczęła się znowu mokra szosa a słońce schowało się za chmurami. Zjazd do Moszczenicy niestety też był mokry. Nie chciałem schlapać roweru i siebie, więc jechałem "na luzie", czasem nawet hamując.
Na szosie do Nowego Sącza słońce pożegnało mnie pięknym, kolorowym zachodem.
Kategoria Po robocie