Kuminowiecka Góra
d a n e w y j a z d u
26.40 km
0.50 km teren
01:25 h
Pr. śr.:18.64 km/h
Pr. max:43.94 km/h
Podjazdy:240 m
Rower:Marin
Trasa: Nowy Sącz - ul. Zdrojowa - os. Klimkówka - Kuminowiecka Góra [odbicie przed szczytem] (ok. 540 m) - Librantowa - dol. Lubinki - Piątkowa - Nowy Sącz
Pogoda: Na niebie brak chmur, tylko obłoki i lekkie przymglenia, temp. 2-0°C, bez wiatru, średnia widoczność
Ładna, sucha i bezwietrzna pogoda spowodowała, że mimo zapadających ciemności wyjechałem na przejażdżkę. Trasa standardowa, dobrze znana. I dobrze, bo po ciemku było to duże ułatwienie.
Po wyjechaniu z ruchliwego miasta, cały podjazd na Kuminowiecką Górę jadę w ciszy i spokoju. Przyjemna jazda. Przymarznięta kałuża w lasku uświadomiła mi, że trzeba uważać. Wyżej na skarpach i w rowach leżą resztki śniegu. Droga na samą górę na szczęście sucha, bez lodu. Zjazd szutrówką do Librantowej w górnej części okazał się lodowiskiem. W słabym świetle lampy trudno ocenić stan drogi. Jakieś 100 metrów prowadziłem rower. Niżej, nachylona do S droga była już w miarę oczyszczona z lodu przez słońce.
Z pól Kuminowieckiej Góry oglądam nocne widoki. Widać w dole światła miasta, cienie otaczających kotlinę gór, światło na maszcie przekaźnika na Przehybie. Na niebie dość dużo gwiazd, ale najlepiej widać je nad głową. Niżej są zamglone a niebo nie jest jeszcze całkiem ciemne. Przez taką mgiełkę, na S prześwituje jasna planeta, chyba Jowisz.
Dalsza droga z Librantowej fragmentami całkowicie ciemna. Chwilami mam problem z utrzymaniem kierunku jazdy równolegle do przebiegu drogi. W takich miejscach przydałaby się mocniejsza lampa. Teraz, przy jeździe w dół, zaczęły mi marznąć ręce a później stopy. Wjazd do Sącza wymagał już więcej kręcenia, więc trochę się rozgrzałem.
Wyjazd udany - nowe doświadczenia z nocnej jazdy i przede wszystkim, szczególnie cenne o tej porze roku, lepsze samopoczucie.
Kategoria Po robocie